Upload
tattoofest-magazine
View
218
Download
1
Tags:
Embed Size (px)
DESCRIPTION
Andy Engel, Darek Darecki, Mick Squires, Joel Madberg, Tony Ciavarro, Street art: Iwona Zając, Kudi Chick: Karolina
Citation preview
INDE
KS 2
3302
1
CENA: 13zł w tym 7%VAT NR 41/09/2010 WRZESIEŃ
INDE
KS 2
3302
1IN
DEKS
233
021
ISSN
189
7-36
55
Co nowego?
Andy Engel
Tattoo Jam 2010
Darek Darecki – Darkness Tattoo
Gdańsk Tattoo Konwent - Druga odsłona
Mick Squires
Street Art - Iwona Zając
Joel Madberg „Salvation Tattoo”
Tony Ciavarro
Kudi chick - Karolina
Ciekawe nadesłane prace polskich tatuatorów
6818
32
4652
28
56
MARKETING
I REKLAMA:
Anna Błaszczyńska
tattoofest@gm
ail.com
Redakcja nie zw
raca materiałów
niezamów
ionych, zastrzega sobie prawo
redagowania nadesłanych tekstów
i nie odpowiada za treść
zamieszczonych reklam
.
WYDAWCA: FHU Koalicja,ul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 Kraków
REDAKTOR NACZELNA:Aleksandra Skoczylas
REDAKCJA:Radosław Błaszczyński
Kryś, BamBam, Miętus
OPRACOWANIE GRAFICZNE: Asia
STALI WSPÓŁPRACOWNICY:
Dawid Karwowski, Darek (3fala.art.pl),
Raga, Łukasz Jaszak (www.jaszak.net),
Dawid Krąkowski
DR
UK
: IntroMax
ww
w.intromax.com
.pl
ISSN 1897-3655
www.tattoofest.eu
Redakcja nie zw
raca materiałów
niezamów
ionych, zastrzega sobie prawo
redagowania nadesłanych tekstów
i nie odpowiada za treść
polskimagazyndla ludzi
kochającychtatuże
4064522870 32
OKŁADKA foto:
Agata Stankiewicz
56
8
46
6470
18
40
p
olsk
i mag
azyn
dla
ludz
i koc
hają
cych
tatu
aże
K olejny miesiąc pełen wrażeń za nami. Obfitował w wyjazdy, które zaowocowały nowymi znajomościami i doświadczeniami. Dla mnie osobiście pełen był inspiracji
i motywacji, nie tylko pod względem pracy ale i osobistym. Zawsze podkreślam, że te dwie dziedziny łączą się i życie zawodowe przenika się na każdym kroku z prywatnym. Ciężko je rozdzielić biorąc pod uwagę moje podejście i zaangażowanie w to co robię, ogromną radość jaką czerpię za każdym razem widząc wyjątkową pracę, odkrywając coś nowego w tatuażu lub po prostu nabierając ochoty na więcej tatuaży i odnajdując nowe pomysły dla siebie. Z jednej strony mogę powiedzieć, że podróże, kontakty z artystami w pewien sposób są już na porządku dziennym, z drugiej pojawia się wielu nowych tatuatorów, powstają piękne, pomysłowe prace, co cały czas stwarza okazję do rozwijania zainteresowania i pasji jaką jest dla mnie świat tatuażu, a także wielu dziedzin z jakimi obecnie się on łączy. Mam nadzieję, że za każdym razem nowe wydanie naszego magazynu pozwala i Wam inspirować się, odkrywać możliwości jakie są obecnie dostępne dzięki niesamowitym artystom.
Jedną z postaci, na którą warto zwrócić uwagę jest niewątpliwie Andy Engel. Ten niemiecki tatuator, znany jest jako prawdziwy mistrz portretów i realizmu, przy tym warto zwrócić uwagę na jego podejście do pracy i chęć rozwijania rodzimej sceny tatuażu. Na pewno taki cel mają także organizowane imprezy związane z tym tematem. Tym razem będziecie mieli okazję przeczytać reportaże z brytyjskiego Tattoo Jamu, który odwiedziłam wraz z Daveeem i Edkiem, a także z Tattoo Konwentu, którego druga edycja odbyła się w tym samym czasie w Gdańsku. Z pewnością za każdym razem, czy to w przypadku relacji z imprez zagranicznych o charakterze międzynarodowym, czy naszych rodzimych, najważniejsza jest różnorodność prac jakie możemy zaprezentować. Jeśli zaś chodzi o spójną stylistykę, charakterystyczną dla danego tatuatora, to w wydaniu wrześniowym znajdziecie Darka Dareckiego ze świdnickiego „Darkness Tattoo” poruszającego się biegle i ekspresyjnie w tematyce horroru. Poznacie także Micka Squiresa, który specjalizuje się w niesamowitych realistycznych pracach w kolorze. Do klasyki w tatuażu, prostoty, wyraźnych i solidnych linii oraz umiarkowania w kolorze przekonywać będzie Joel Madberg ze szwedzkiego „Salvation Tattoo”. Tatuatorem, którego prawdopodobnie nie trzeba przedstawiać jest Tony Ciavarro. Jego staż w branży, a przede wszystkim niesamowite prace czynią go absolutnym mistrzem swojego gatunku. Ponadto TF 41 to oczywiście stałe działy, czyli Street Art prezentujący dokonania Iwony Zając, która dzięki możliwości wypowiedzi w przestrzeni publicznej przekazuje istotne dla niej treści, opowiadając często osobiste historie wchodzi w kontakt z widzem, przy tym bawi się formą i kolorem. W numerze nie zabraknie oczywiście Kudi chick, do których grona dołączyła Karolina, a także nadesłanych prac polskich tatuatorów.
Przed nami kolejny intensywny miesiąc. Poprzez liczne wyjazdy nie będziemy mogli narzekać na brak emocji. Mam nadzieję, że uda nam się także wprowadzić w życie kilka naszych nowych pomysłów, które uczynią magazyn jeszcze ciekawszym i bardziej różnorodnym.
Miłej lektury, Ola
TATTOOFEST 6
W ciągu trzech tygodni
Ania z Radkiem odwiedzą trzy wielkie, europejskie stolice. Swoją podróż rozpoczną w połowie września wyjazdem do Paryża na czwartą edycję Tattoo Art Fest. Kolejnym punktem na ich mapie będzie budząca zawsze wiele emocji impreza w Londynie. Na koniec czeka ich pierwsza w życiu wyprawa na konwent do Barcelony. Między weekendowymi szaleństwami będą zwiedzać przeróżne zakątki Europy i po prawie trzech tygodniach powrócą z głowami pełnymi wrażeń. W Londynie i Barcelonie nie zabraknie naszej redaktor naczelnej, która będzie dla Was relacjonować te wydarzenia.
TATTOOFEST 7
Niektórzy już po wakacjach, ale pracę tatuatora można określić zdecydowanie zwrotem „work and travel”, czyli tym który dla Daveee’a jest najważniejszy. Na
początku września pojawi się on na guest spocie w Berlinie w „Lowbrow Tattoo Parlour”, gdzie będzie pracował wspólnie z Sebastianem Domaschke i Matthiasem Böttcherem, pod koniec września ponownie zawita u Beza w „Triplesix” po czym w październiku ma zaplanowaną podróż do Japonii, Singapuru i Hongkongu. Mam nadzieję, że będziemy mogli na bieżąco Was informować zwłaszcza o przebiegu jego azjatyckiej wyprawy.
1 września do sklepów trafiła nowa płyta zespołu Acid Drinkers, do której okładkę zaprojektował Bartek ze studia „Jokers” z Ostrowa Wielkopolskiego. Płyta
wydana została dzięki Mystic Production. Członkowie zespołu tatuują się u „Jokersów” i podczas jednej z bardzo wesołych i rock’and’rollowych sesji, padła propozycja zaprojektowania okładki. Z uwagi na to, że niegdyś zespół słynął z „rysowanych” okładek, właśnie taka miała być i ta. Poza tym, album jest kontynuacją wydanej w 1994 roku płyty „Fishdick”, na której znalazły się przeróbki znanych utworów. Tym razem usłyszycie covery Franka Sinatry, Metallici, Slayera, Donna Summera i B52. Zespól życzył sobie, aby okładka oddawała klimat tatuażu i jednocześnie nawiązywała do czasów klasycznego rock’n’rolla! Arek i Bartek zawsze byli fanami Acidów, więc była to dla nich nie lada gratka!
Bartek i Ślimak
od lewej Arek(JOKERS), Ślimak(ACID),Bartek(JOKERS), Michu (NONE), Yankiel(ACID)
PrenumerataTattooFest!!1. Prenumerata:• Koszt jednego magazynu to 13 zł• Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie• Istnieje możliwość zakupu archiwalnych
numerów• Po wpłacie na konto przesyłka
na terenie kraju gratis• Przy przesyłce pobraniowej
i zagranicznej doliczamy jej koszty• Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!!Zamówienia:12 429 14 52, 502 045 [email protected]łata:Przekazem pocztowym na adres:FHU Koalicjaul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 KrakówPrzelewem na konto:Radosław Błaszczyński02 1540 1115 2064 6060 0446 0001• Dopisz od którego numeru zamawiaszprenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.
2. Magazyn można także kupićw formie elektronicznej na naszej stroniewww.tattoofest.eu/sklep• Koszt jednego wydania to 10 zł• Do wyboru masz kilka opcji płatności • Do przeglądania stron potrzebny jest
Acrobat Reader• PDF’y magazynu nie nadają się
do drukuTę opcję szczególnie polecamyosobom przebywającym za granicą
PrenumerataPrenumerataPrenumerataPrenumerata
TATTOOFEST 8
Andy Engel jest jed-nym z najbardziej rozpoznawanych i szanowanych nie-mieckich tatuato-rów. Zawdzięcza to piętnastoletniemu stażowi w branży oraz swojej ciężkiej pracy. Jego zaan-gażowanie zaowo-cowało sporą liczbą zwolenników, zarów-no wśród innych ta-tuatorów, jak i klien-tów. Studio Andy’ego znajduje się w Kit-zingen, małej miej-scowości o bogatej historii, pełnej uro-kliwych i starych budynków, nieprze-rwanie funkcjonuje tam od 1995 roku.
TATTOOFEST 9
Jeżeli chcesz dowiedzieć się czegoś na temat danego tatuatora, spytaj jego żony! W tym przypadku usłyszysz, że Andy jest całkowicie po-chłonięty tym, co robi. Jego pracoholizm osiągnął poziom, przy którym od dziewięciu lat brakuje mu czasu na uczcze-nie swojej rocznicy ślubu. Andy bierze udział w piętnastu do osiemnastu konwentach rocznie, ponadto chętnie wy-jeżdża na guest spoty. Aktual-nie na termin do niego trzeba czekać do końca 2012 roku, ponieważ jego żona Heike, peł-niąca również rolę managerki, od dawna nie przyjmuje no-wych zapisów. Na jej barkach spoczywa obsługa klienta, jak i masa innych rzeczy. Zajmu-je się laserowym usuwaniem tatuaży, odpowiada na maile i planuje wyjazdy. Generalnie, bez jej pomocy trudno wyobra-zić sobie funkcjonowanie stu-dia. Jako, że u Andy’ego tatu-ują się ludzie z całego świata, pomaga również rezerwować im hotele czy przeloty.
Dobrnięcie do etapu, na ja-kim artysta ten znajduje się teraz, było trudną i długą drogą. Andy zaczynał ponad 15 lat temu, kiedy nie było ła-twego dostępu do informacji. Najbliższe studio tatuażu było oddalone o ponad 50 kilome-trów od jego miejsca zamiesz-kania. Pierwszą osobą, dzięki której mógł wystartować w branży, był jego przyjaciel, który uczestniczył w czymś na kształt seminarium pt. „Jak zostać tatuatorem?”. Okaza-ło się, że jedyną rzeczą, jaką można było wynieść z tego niezwykle kosztownego „wy-kładu”, był sposób trzymania w rękach maszynki. Stanowi-ło to jednak jakiś początek. Jak większość tatuatorów, Andy zaczynał od tatuowania przyjaciół. Poza tym, starał się uczyć jak najwięcej z do-stępnych wtedy magazynów i nabywać doświadczenia. Po roku prób pracy z maszyną, odwiedził swoją pierwszą kon-wencję w Monachium.
Właśnie wtedy poznał osobę, która bardzo mu pomogła, stanowiła solidne wsparcie i zmotywowała do dalszej pracy. Był to John Surgeson z Mickey Sharpz Supplies. Po-nad dekadę temu, taka osoba była naprawdę na wagę złota, ponieważ wszyscy tatuatorzy patrzyli na siebie jak na kon-kurencję i raczej nie dzielili się
TATTOOFEST 10
wiedzą. Trzy lata później Andy dołączył do D.O.T, niemiec-kiej organizacji zrzeszającej profesjonalnych tatuatorów. Krótko potem Mike Frey po-stanowił podzielić się z nim wiedzą i stał się głównym na-uczycielem Andy’ego. Udzielił mu wielu wskazówek i zain-teresował go wykonywaniem portretów. Andy podkreśla, że na początku swojej karie-ry miał wiele do nadrobienia w kwestii rysunku.
Kolejną osobą, która miała ogromny wpływ na jego roz-wój był Uwe Güldner. Jego prace były niesamowite, a dzięki jego osobie, przed Andy’m otworzyły się kolejne drzwi. W 1990 roku pierwszy raz zdobył się na uczestnicze-nie jako tatuator w konwencji tatuażu. Było to przełamanie niepewności i strachu przed ludźmi oraz znakomita okazja do poznania mnóstwa otwar-tych i pomocnych osób. Nie-miecka scena tatuatorska przeżyła w kolejnych latach boom. Niezwykle popular-ne stały się tribale, po czym znów nastąpiła niewielka sta-gnacja. Dzięki programom te-lewizyjnym, które mamy oka-zję obserwować od jakiegoś czasu, tatuaż w Niemczech przeżywa ponownie swój roz-kwit, a większość artystów nie narzeka na brak pracy. Niemiecka stacja telewizyjna „DMAX”, poza pokazywaniem programów o tatuażach zza oceanu, postanowiła nakręcić również własną serię. Andy był gościem jednego z odcin-ków, co niestety naraziło go na dość nieprzyjemne reak-cje. Wychodził z założenia, że tak naprawdę nieważne kto jest pokazywany na ekranie, jeśli robi dobre prace. W ten sposób całe zjawisko będzie bardziej popularne i siłą rze-czy każdy dostanie kawałek tego tortu dla siebie.
Andy’emu w niemieckiej scenie zaczęło po jakimś czasie bra-kować tego, czym wyróżniała się scena tatuażu w Stanach. Marzył o tym, by seminaria, podczas których gwiazdy ta-kie jak Nikko Hurtado, Mike DeVries, Bob Tyrrell dzielą się swoją wiedzą, stały się częścią kultury tatuażu również w jego kraju. Z tego powodu sam za-czął organizować spotkania, podczas których porusza nie tylko tematy stricte tech-niczne, ale również z zakresu organizacji pracy w studio.
TATTOOFEST 11
TATTOOFEST 12
Z czasem stały się one tak popularne, że zaproszono go do prowadzenia seminarium na konwencie tatuażu w Las Vegas, gdzie będzie można zobaczyć go w październiku tego roku. Andy sam stara się odwiedzać jak najwięcej seminariów i uczyć od innych, jako że każdy artysta ma swo-je podejście do tematu, inny styl i technikę. W taki właśnie sposób Andy poznał Boba Tyrrella, u którego tatuował się i mógł tym samym poznać tajniki jego pracy na własnej skórze.
Ważnym krokiem w jego ka-rierze było również wybranie go jednym z dyrektorów D.O.T , co umocniło jego i tak ugrun-towaną pozycję. Ponadto, nie-długo wyda swoje pierwsze DVD „Black and Grey with Andy Engel”, które zostanie oficjal-nie pokazane na konwencji w Londynie we wrześniu tego roku. Teraz każdy będzie miał okazję podglądać go przy pra-cy. DVD będzie można zakupić w boksie tatuatora. W przy-gotowaniu są już kolejne pu-blikacje: „Playing with Colour Portraits” i „Animal Portraits and fur textures”.
Andy niedawno wrócił z De-troit, gdzie tatuował gościn-nie u Boba Tyrrella. Podczas kolejnego wyjazdu odwiedzi „Hart and Huntington Tattoo” w Hard Rock Casino w Las Ve-gas, gdzie przyjdzie mu tatu-ować u boku Jime Litwalka.
Pewnie wielu z Was zastana-wia się, jakich maszyn uży-wa Andy? Tajemnica została ujawniona specjalnie dla na-szych czytelników. Andy do cieniowanych portretów uży-wa maszyn Mao i Stigmy, do kolorowych zaś Hawk’a!
tatu
aż tu
ż po
wyk
onan
iu
tatu
aż p
o w
ygoj
eniu
www.andys-tattoo.comwww.myspace.com/andyengel
„Dzięki programom telewizyjnym, które mamy okazjęobserwować od jakiegoś czasu, tatuaż w Niemczechprzeżywa ponownie swój rozkwit, a większość artystów nie narzeka na brak pracy.”
TATTOOFEST 13
TATTOOFEST 14
„Jak większość tatuatorów, Andy zaczynał odtatuowania przyjaciół. Poza tym, starał się uczyć jak najwięcej z dostępnych wtedy magazynówi nabywać doświadczenia.”
tatu
aż tu
ż po
wyk
onan
iu
TATTOOFEST 15
tatu
aż p
o w
ygoj
eniu
TATTOOFEST 18
W dniach 6-8 sierpnia odbyła się trzecia edycja konwentu Tattoo Jam. Po raz kolejny miała ona
miejsce w Doncaster, w nowoczesnym i przestronnym budynku wyścigów konnych Racecourse. Prawdopodobnie impreza pozostanie tam na stałe, choć na początku organizatorzy mieli w zamyśle zmianę lokalizacji co roku. Nie ma się co dziwić tej decyzji, ponieważ Doncaster choć jest niewielkim miastem, jest łatwo dostępne. Każdy spoza najbliższych rejonów, z kim rozmawiałam mówił, że pokonanie trasy zajmuje 2 godziny. Czas naszej podróży z Polski wynosił tyle samo :)… a dotychczasowe opinie o imprezie, ilość i ranga zaproszonych tatuatorów, sumienna i sprawna organizacja, doskonały przepływ informacji spowodował, że w tym roku na długo przed konwentem oczekiwałam na ten wyjazd…
„Wyniki jednej z ankiet przeprowadzo-nej w ubiegłym miesiącu donoszą, że jedna piąta wszystkich dorosłych Bry-tyjczyków posiada tatuaże. Dziesięć lat temu było mniej niż 300 studiów tatuażu w Wielkiej Brytanii. Dzisiaj? Masz wybór ponad 1500. Rozwój tego rzemiosła jest faktem. Wszyscy znamy kogoś, kto „ma jeden tatuaż”, „chce jakiś” lub właśnie jest w trakcie „robienia czegoś”. Dlacze-go? Odpowiedź jest prosta - „Dlaczego nie?”. W świecie, w którym ludźmi rzą-dzi pogoń za karierą, zegary, rachunki i szefowie, tatuaż oferuje ucieczkę, dozę podniecenia, niezależności i co ważniej-sze, unikalne piękno i coś, co robi się całkowicie dla siebie.” Tyle ze wstępu z tegorocznego przewodnika dla zwie-dzających, ode mnie mogę dodać, że tatuaż na Wyspach jest rzeczywiście bardzo popularnym zjawiskiem, co prze-kłada się na zainteresowanie imprezami związanymi z tym tematem. Organiza-torom Tattoo Jamu, wydawnictwu Jazz Publishing odpowiedzialnemu między innymi za magazyn „Skin Deep” czy „Tat-too Master” udaje się co roku zgromadzić ciekawą grupę artystów, reprezentującą różne style i odległe rejony świata oraz umożliwiającą wgląd w Brytyjską scenę tatuażu. Nie będę wymieniać uczestni-ków, to rola strony informacyjnej imprezy,
TATTOOFEST 19
ale mogę potwierdzić, że poziom prac prezentowanych w konkursach oraz te, które udało mi się „złowić” w boksach był naprawdę wysoki. I w zasadzie na tatuażach trzeba się w tej relacji skupić, ponieważ z tak zwanych atrakcji mogę wspomnieć jedynie o Battle of Bands, czyli koncertach 25 kapel, które walczą o tytuł najlepszej w danym roku i nagrodę finansową. Koncerty zostały w tym roku przeniesione na małą scenę, którą moż-na było obserwować z widowni. Same występy nie cieszyły się zbyt dużą po-pularnością, nie licząc dziewczyn muzy-ków i kilku wiernych fanów, którzy bawili się znakomicie. Żaden z zespołów nie przykuł mojej uwagi, raczej w pewnym momencie koncert stał się nieznośnym hałasem, który przeszkadzał w semina-riach. Przyjęło się, że piątek czyli Artists Friday jest dniem otwartym wyłącznie dla tatuatorów, wystawców i zaproszo-nych przez nich gości. W piątek odby-wają się także spotkania z tatuatorami. W tym roku seminaria prowadzili m.in. Louis Molloy („Rysowanie smoka”), Dar-rin White („Tatuowanie w kolorze”), John Montgomery („Kustomowe tatuaże”). Ja trafiłam na bodaj najciekawsze semina-rium… Przeprowadzone miało być ono przez przybyłą i rozbrojoną w tej czę-ści globu ekipę „All Or Nothing” z USA: Brandona Bonda, Dave’a Teddera i naj-młodszego stażem w ich ekipie Tony’ego Mancia. Nieoczekiwanie do tego składu dołączył Paul Booth, co zdecydowanie wpłynęło nie tylko na walory meryto-ryczne seminarium, ale i towarzyskie. Wszystkich sekretów ich pracy, którymi się podzielili, nie będę zdradzać. Nato-miast mogę śmiało napisać jak bardzo zachwyciło mnie podejście Paula do ety-ki pracy, klienta i samego śladu jaki zo-stawia na ciele człowieka na całe życie, a także jego fascynacja psychologiczną stroną tatuowania. Oswojony z publiką Brandon Bond, autor kilku części semi-narium na DVD „The Whole Enchilada”, był w swoim żywiole. O ile znana jest mi jego działalność, jedynie mogłam się domyślać jaka armia ludzi stroi za po-czynaniami „All Or Nothing”. Udało się potwierdzić, że w jego „firmie” pracują 72 osoby, za które Bond czuje się osobi-ście odpowiedzialny. Być może dlatego z ponad 3 godzinnego spotkania, około 40 minut było poświęcone na same za-gadnienia związane z tatuażem, a mię-dzy prelegentami tworzącymi w różnych stylach często nawiązywały się ciekawe dyskusje, natomiast reszta czasu został spożytkowana na omówienie zagadnień związanych z szeroko pojętym marketin-giem. Równowaga między „art on skin” a „art of marketing”, musiała zostać za-chwiana wobec wielu zasad pracy z klien-tami, historii i wskazówek jakimi mogli się podzielić, jak sami siebie określili Paul i Brandon, „dwaj najbardziej znienawi-dzeni ludzie w branży”. Seminarium, wy-słuchanie tego, co mają do powiedzenia poza boksowo-mailową rzeczywistością,
Inspirujące spotkanie…Tony Mancia, Paul Booth, Brandon Bond, Dave Tedder (od lewej)
Z kolekcji Willy’ego Robinsona - eksponaty niegdyś należące do Christiana Warlicha
Ede
k pr
zy p
racy
Motywem przewodnim w tym roku był Dziki Zachód - konkurs na najlepsze przebranie
podczas piątkowej „gali”
TATTOOFEST 20
Tanane Whitfield, Studio Evolve Tattoo, USA
Seb
o, M
yste
ry T
ouch
Tat
too,
Aus
tria
Bill
y H
ay, C
usto
m In
c Ta
ttoo
Stu
dio,
Wie
lka
Bry
tani
a
Odd
Boy
, Wie
lka
Bry
tani
a
TATTOOFEST 21Volk
o, B
uena
Vis
ta T
atto
o C
lub,
Nie
mcy
Bill
y H
ay, C
usto
m In
c Ta
ttoo
Stu
dio,
Wie
lka
Bry
tani
a
Sim
one,
Bue
na V
ista
Tat
too
Clu
b, N
iem
cy
Sco
tt M
usta
pic,
Ink
vs S
teel
, Wie
lka
Bry
tani
a
TATTOOFEST 22
osobisty kontakt sprawił, że jestem pod wielkim wrażeniem ich obu. Kolejną rze-czą, którą zaliczam do wyjątkowo uda-nych aspektów konwentu było spotkanie Willy’ego Robinsona. Jest on właścicie-lem bodaj najbogatszej i najcenniejszej kolekcji eksponatów związanych z tatu-ażem, a przy okazji bardzo sympatycz-nym człowiekiem, który chętnie dzieli się swoją pasją i wiedzą. Osobiście oprowa-dził mnie po swojej galerii, opowiadając historię właściwie przy każdym ekspona-cie. I tak miałam okazję zobaczyć dwa, niezwykle rzadko spotykane plakaty cyrkowe pochodzące z końca XIX wieku przedstawiające wytatuowane kobiety. Kolekcję rzeczy należących do Christia-na Warlicha, jednego z „ojców założy-cieli” europejskiej sceny tatuaży, Willy okrasił historią wykonywania pierwszych odbitek na skórze i etapach jakie ten pro-ces przechodził. Do eksponatów należą także maszyny - samoróbki pochodzące z lat 20. i 30. XX wieku. Do jednych z naj-ciekawszych przedmiotów w kolekcji do-dać mogę liczące około 40 lat narzędzia do ręcznego wykonywania tatuażu, które pochodzą z Japonii. Znalazły się one na Wyspach w okresie rozkwitu fascynacji tatuażem orientalnym. W posiadanie Wil-ly’ego, od 20 lat związanego z branżą, trafiły dość przypadkowo i nie wiadomo do kogo należały. Owa tajemnica łączy się z zakazem udostępniania swoich na-rzędzi pracy. Gdyby się wydało, że zosta-ły one wypożyczone do wypróbowania jednemu z brytyjskich tatuatorów, ich właściciel, uczeń Japońskiego mistrza, straciłby palec. Po tych kilku dniach pobytu na Wyspach i uczestnictwie w konwencie szczególnie cieszy mnie poczucie… niedosytu. Takie uczucie towarzyszyło mi po pierwszym, służbowym wyjeździe do Berlina oraz po kilku nielicznych festiwalach, w których miałam okazję uczestniczyć. W ciągu trzech lat mojej pracy mam ich na swoim koncie około 40, ale właśnie nie ilość tu-taj ma znaczenie (choć ta różnorodność tworzy całkiem przyzwoitą mozaikę), a jakość. Tattoo Jam ze swoją świetną organizacją i lokalizacją, poziomem ar-tystycznym, licznymi okazjami do spo-tkań i nawiązywania nowych znajomo-ści plasuje się bardzo wysoko w moim osobistym rankingu. Jest to impreza, na którą mam nadzieję, będę mogła wracać co roku i mogę ją polecić każdemu miło-śnikowi tatuażu.
Ola
Serdeczne pozdrowieniai podziękowaniaza miło spędzony czas dla moichwspółtowarzyszy podróży Daveee’ai Edka, wszystkich sympatycznychPolaków tatuujących i odwiedzającychkonwent oraz dla nowych i starych znajomych!
Man
iek,
Roc
k’n’
Rol
l, S
zkoc
jaW
ayne
, AB
H T
atto
oing
, Wie
lka
Bry
tani
a
Mar
ek, I
nkD
epen
dent
Tat
too
Stu
dio,
Szk
ocja
TATTOOFEST 23
Cec
il P
orte
r, U
SA
Toni
Moo
re, B
road
Stre
et S
tudi
o, W
ielk
a B
ryta
nia
Edek, Kult Tattoo, Kraków
Ste
ve P
rizem
an, E
tern
al A
rt, W
ielk
a B
ryta
nia
Jaso
n B
utch
er, I
mm
orta
l Ink
, Wie
lka
Bry
tani
a
Sak
e, S
ake
Tatto
o S
tudi
o, G
recj
a
Leig
h O
ldco
rn, C
osm
ic T
atto
o, W
ielk
a B
ryta
nia
TATTOOFEST 24
Chi
n R
eed,
Red
Roc
ket T
atto
o, S
zwec
ja
Mic
k S
quire
s, K
orpu
s Ta
ttoo,
Aus
tralia
Sco
tt M
usta
pic,
Ink
vs S
teel
, Wie
lka
Bry
tani
a
Ste
ve P
otto
n, S
teve
’s T
atto
o S
tudi
o, W
ielk
a B
ryta
nia
Rom
an, A
rtist
ic E
lem
ent,
US
A
TATTOOFEST 25
Scott Mustapic, Ink vs Steel, Wielka Brytania
Edek, Kult Tattoo, Kraków
Leig
h O
ldco
rn, C
osm
ic T
atto
o, W
ielk
a B
ryta
nia
Aiv
ars
Liep
a, A
lan’
s Ta
ttoo
Stu
dio,
Wie
lka
Bry
tani
a
TATTOOFEST 26
Arr
an B
urto
n, C
osm
ic T
atto
o, W
ielk
a B
ryta
nia
Analiza tatuażu jednego z uczestnikówpiątkowego seminarium
Dzi
ki Z
achó
d vs
. Mek
syk
Pau
l Ack
er, D
eep
Six
Lab
orat
ory,
US
A
Mat
Lap
ping
, Cre
ativ
e Va
ndal
s, W
ielk
a B
ryta
nia
Geo
rge
Mav
ridis
, Tat
tool
igan
s, G
recj
a
TATTOOFEST 27
Tiny
Mis
s B
ecca
, Jay
ne D
oe T
atto
o, W
ielk
a B
ryta
nia
Kolekcja Willy’ego Robinsona
Jin,
Evo
lutio
n Ta
ttoo,
Wie
lka
Bry
tani
a
Dan
iel B
anas
, Pic
ton
Tatto
o, W
ielk
a B
ryta
nia
DarekKrysia: Co lub kto miał wpływ na to, że zacząłeś tatuować?Darecki: Jeśli chodzi o umiejętności pla-styczne, to przejąłem je od mamy. Odkąd pamiętam, rysunek zawsze był obecny w moim domu. W wieku 10 lat poznałem brata mamy Teda, harleyowca mieszka-jącego w Stanach i jak można się domy-ślić, mocno wytatuowanego. Pamiętam, że wpatrywałem się w jego tatuaże i ma-rzyłem żeby mieć takie same na swoim ciele. Od tamtej pory cały czas chodziłem z pomazanymi długopisem rękami. Swój pierwszy tatuaż zrobiłem sobie w miej-scowym studio mając 19 lat, a moje za-fascynowanie tym klimatem wciąż rosło. Kilka lat później kupiłem maszynkę, igły, trzy tusze i zaczęło się!
TATTOOFEST 28
Krysia: Opowiedz o swoim studiu. Od kiedy je prowadzisz i kto ci pomaga?Darecki: Studio powstało w styczniu 2006 roku i od tamtej pory tak naprawdę wkraczałem w „świat tatuażu”. Z jednej strony było to trochę lekkomyślne, bo z zerowym doświadczeniem rzuciłem się na głęboką wodę otwierając je i podejmu-jąc się robienia naprawdę trudnych prac, które później sam po jakimś czasie cove-rowałem. Z drugiej strony, gdybym wtedy nie zdobył się na to, to może „Darkness Tattoo” nigdy by nie istniało? W każdym razie nie żałuję tego, co zrobiłem, ale mam świadomość, że miałem po prostu dużo szczęścia. Studio prowadzę sam, robię wszystko począwszy od spraw ad-ministracyjnych, papierkowych, odbiera-nia telefonów, aż po tatuowanie.
Krysia: Jesteś zwolennikiem koloro-wych tatuaży, szczególnie upodoba-łeś sobie niebieski - mam rację?Darecki: Ostatnio Jawor napisał do mnie, że niebieski chyba kupuję wiadrami:). Tak, zdecydowanie kolorowe tatuaże ro-bią na mnie największe wrażenie, a co ja mam z tym niebieskim? Nie wiem, ale pierwsze farby jakie nabyłem to właśnie czarny, biały i niebieski.
Krysia: Coraz więcej artystów odcho-dzi od tatuaży o wyraźnym konturze, wolą prace bardziej malarskie - rozwiń temat.Darecki: Tak, rzeczywiście coraz więcej można zobaczyć prac w takim klimacie.
Osobiście jestem ich zwolennikiem. My-ślę, że tatuaże tego typu dają możliwość większej swobody w tym, co robisz, nie ma linii, która może ograniczać…
Krysia: Na czyją, zawodową radę mo-żesz zawsze liczyć?Darecki: Myślę, że jest to Marcin Soński, który jako starszy kolega po fachu zapozna-wał mnie ile tylko mógł z tajnikami tatuowa-nia. Ważne jest też to, aby mieć kogoś, kto patrzy na twoje prace zdrowym, krytycznym okiem i wytknie ci zaobserwowane błędy. W moim przypadku, największym kryty-kiem była moja ukochana. Gdy myślałem, że praca jest idealna, ona szybko sprowa-dzała mnie na ziemię. Miała rację, dzięki niej wiedziałem, że muszę się rozwijać. Wracając do tematu, często mogłem liczyć na rady Zappy. Gdy miałem problem, zwra-całem się do niego. Dzięki dostępowi do in-ternetu, zawsze mogłem o coś spytać.
Krysia: Kolekcjonujesz tatuaże od do-brych tatuatorów, masz coś od Affer-niego, od Zhivko, co jeszcze i od kogo chciałbyś mieć?Darecki: Czekam na kolejną sesję u Tofie-go i kontynuację motywu z filmu „Labirynt Fauna”, planuję również więcej tatuaży od Zhivko - uwielbiam jego prace. Jak tylko Anabi zawita w moim studio jako gość, też poproszę go o zostawienie po sobie pamiątki. Jest jeszcze sporo innych osób, które ciężko mi teraz wymienić… Na pew-no chciałbym jeszcze przerobić i dokoń-czyć inne swoje tatuaże.
TATTOOFEST 29
klimat horroru, szczerze mówiąc, więk-szość prac z mojego portfolio to prace na ciałach mężczyzn, jednak od pew-nego czasu dostaję sygnały od klientek (niestety nie z Polski) zainteresowanych mrocznymi tatuażami. Pytają czy od-wiedzę ich kraj podczas trwania jakiejś konwencji, bo chcą zrobić sobie u mnie coś złego…
Krysia: Jakie aktualnie stawiasz sobie cele? Czy chciałbyś np., aby „Dark-ness Tattoo” w przyszłości powięk-szyło się?Darecki: Tak, zdecydowanie myślę o po-większeniu studia. Chciałbym współpra-cować z przynajmniej jedną tatuującą osobą, a także zatrudnić w przyszłości kogoś, kto przejmie mój telefon i zdejmie ze mnie ten ciężar:). Na pewno będę jeź-dził na więcej konwencji zagranicznych ze względu na rosnące tam zaintereso-wanie moimi pracami. Z racji, że lubię pracować z innymi, a także podróżować, chciałbym trochę polatać po świecie tatu-ując gościnnie w rożnych miejscach, jak również zapraszać innych tatuażystów do siebie. Myślę, że tylko w ten spo-sób można dalej się rozwijać i nie stać w miejscu.
Krysia: Wiem, że niedawno byłeś na urlopie, udało ci się odpocząć? Przy-wiozłeś ze sobą jakieś inspiracje?Darecki: Tak naprawdę, chyba dopiero teraz odpoczywam po urlopie, he, he. Co mnie zainspirowało? Na pewno kolory i barwy jakich nie mamy w naszym kraju.
Krysia: Skąd twoje zamiłowanie do potworów? W przeciwieństwie do in-nych tatuatorów lubiących mroczną stylistykę, nie wyglądasz na czciciela szatana?Darecki: To zaczęło się bardzo wcze-śnie, bo już jako mały chłopiec byłem prawdziwym maniakiem horrorów. Dziś oglądane niegdyś filmy wywołują na mo-jej twarzy uśmiech, jednak wtedy dopro-wadzały do tego, że w nocy musiałem mieć oświetloną drogę do toalety. Nie wyglądam na czciciela szatana? To mnie Krysiu zasmuciłaś ;)
Krysia: Czy w związku z obecnością w twoim życiu potworów, miewasz senne koszmary?Darecki: O tak, ale to nie potwory mnie straszą. Moim najgorszym snem jest po-wtarzająca się wizja Armagedonu. Gdy-by udało się zarejestrować mój sen jako film, to ludzie robiliby w gacie ze strachu widząc i czując to, co ja. Zawsze, gdy mam sen tego typu i przebudzę się, to szybko chcę zasnąć żeby go kontynu-ować i zapamiętać jak najwięcej. Myślę, że strach w życiu jest nam tak samo po-trzebny jak śmiech.
Krysia: Czy ze względu na to, jaki kli-mat preferujesz, rzadko twoimi klien-tami są kobiety?Darecki: Wbrew pozorom, większość moich klientów to kobiety, przychodzą głównie po coś kolorowego z dziedziny fauny i flory, takie motywy również lubię tatuować. Jeśli chodzi o mój ukochany
TATTOOFEST 30
TATTOOFEST 31
TATTOOFEST 32
Jare
k, T
at S
tudi
o, G
dańs
k- I
II M
ały
czar
no-s
zary
Bar
tek,
Gul
estu
s, W
arsz
awa
- II M
ały
czar
no-s
zary
Bar
tek,
Gul
estu
s, W
arsz
awa
- I M
ały
czar
no-s
zary
New
sch
ool :
)
Piti
- P
osej
don
TATTOOFEST 33
W tym roku do Gdańska wybra-liśmy się w nieco okrojonym składzie, ponieważ data Kon-wentu pokrywała się z termi-nem Tattoo Jam w Doncaster, w związku z tym musieliśmy
się trochę przeorganizować i mądrze po-dzielić obowiązkami. Z pewnością inaczej tego typu impreza wygląda z punktu wi-dzenia kogoś, kto pracuje, z perspekty-wy organizatorów, czy osób odwiedzają-cych. Ja niejednokrotnie wcielałam się we wszystkie te role i jaka by ona nie była, to zawsze staram się jak najlepiej spożyt-kować czas. Z racji tego, że i tym razem
miałam na głowie obowiązki sprzedawcy, od razu przyznam się, że nie udało mi się zobaczyć wszystkiego, co było tego war-te. Na szczęście żyjemy w czasach apara-tów, kamer i internetu, więc nadrabiałam braki po powrocie do Krakowa. Zacznę od tego, że organizatorzy wyciągnęli spo-ro wniosków z poprzedniej edycji imprezy i poczynili starania abyśmy w tym roku bawili się jeszcze lepiej. Centrum Stocz-nia Gdańska z pewnością sprawdziło się, jako miejsce na tego typu wydarzenie i nie można zaprzeczyć, że ma ono swój specyfi czny klimat. W tym roku odwie-dzających czekało kilka nowości, scena
koncertowa zmieniła lokalizację i znalazła się na zewnątrz budynku, dzięki czemu jakość nagłośnienia była zdecydowanie lepsza niż w roku ubiegłym. Lista wystaw-ców zbyt wiele się nie powiększyła ani nie zmieniła, wzrosła natomiast wielkość bok-sów oraz powierzchnia wystawiennicza. Osobiście bardzo podobało mi się zapla-nowanie imprezy w konkretnym klimacie, atmosfera horroru widoczna była zarów-no w całej oprawie grafi cznej, na scenie podczas kilku pokazów, poprzez konkurs, którego kategoria powstała właśnie na tą okazję, czy choćby dzięki sympatycznym hostessom donoszącym napoje.
Dan
is, K
łajp
eda,
Litw
a - I
I Duż
y cz
arno
-sza
ry
Dan
iel,
Han
d O
f God
, War
szaw
a - I
Duż
y ko
loro
wy
Paw
eł, P
ante
on, B
iały
stok
– I
Hor
ror
Iwona, Blackstar,Warszawa - wyróżnieniew Najlepszym tatuażu niedzieli
TATTOOFEST 34
Pio
tr, E
vilta
ttoo,
Kal
isz
- II N
ajle
pszy
tatu
aż n
iedz
ieli
Bar
tek,
Gul
estu
s, W
arsz
awa
- III
Aut
orsk
i
Dom
inik
, Min
iol,
Sie
radz
- w
yróż
nien
iew
Duż
ym k
olor
owym
Kuba, Blackstar, Warszawa - I Mały kolorowy
Bro
da, H
and
Of G
od, W
arsz
awa
- II D
uży
kolo
row
y
Krz
ysie
k, A
zaze
l, M
ilanó
wek
- w
yróż
nien
ie w
Duż
ym c
zarn
o-sz
arym
Marcin, Jazz Tattoo, Poznań- I Kompozycja damska
Bro
da, H
and
of G
od, W
arsz
awa
- III
Mał
y ko
loro
wy
TATTOOFEST 35
Jare
k, T
at S
tudi
o, G
dańs
k - I
I Kom
pozy
cja
dam
ska
Jare
k, T
at S
tudi
o, G
dańs
k - I
Aut
orsk
i
Lipa
, Sto
nehe
ads,
Gda
ńsk
- II A
utor
ski
Dan
iel,
JaTu
TaTT
oo, W
ejhe
row
o - I
II D
uży
czar
no-s
zary
Paw
eł, P
ante
on, B
iały
stok
- III
Kom
pozy
cja
dam
ska
Bar
tek,
Bar
t Tat
too,
Szc
zeci
n- I
Duż
y cz
arno
-sza
ry
Dom
an, B
lood
y Te
ars,
War
szaw
a - I
Tra
ditio
nal
TATTOOFEST 36
Tatuatorzy i wystawcy zajęci swoimi sprawami z pew-nością nie mieli czasu się nudzić, natomiast z myślą o zwiedzających przygotowano sporo atrakcji. Trzeba przyznać, że nie spotkałam jeszcze kraju gdzie or-
ganizatorzy konwentów tak bardzo jak u nas troszczą się o dostarczenie rozrywek. Podobnie jak w tamtym roku za-prezentowała nam się damska grupa fi reshow „Mamadoo”, której występ ogląda się z zapartym tchem. Z pewnością niektórym emocji dostarczyło suspension w wykonaniu grupy „The Hooked Friends”, poza tym zobaczyliśmy dwa pokazy odzieży alternatywnej, za które odpowiedzialne były dziewczyny z Afro Stylu, Lucky Luka i Mopi oraz pokaz tańca w wykonaniu grupy „United Breakers”. Na zewnątrz artyści graffi ti za pomocą jaskrawych kolorów tchnęli sporo życia w otaczające stocznię mury. O sa-mych koncertach niewiele jestem w stanie powiedzieć, gdyż wyrwałam się tylko na występ Schizmy, a inne zespoły obserwowałam jedynie podczas nieczęstych posiłków. Zainteresowani mogli podziwiać wystawę prac członka jury Krzysztofa Iwina, który zajmuje się malar-stwem, rysunkiem i grafi ką, a także zapoznać się ekspo-natami związanymi z historią tatuażu pochodzącymi ze zbiorów Piotra Wojciechowskiego. Tak więc myślę, że na brak atrakcji nie można było narzekać. Co do atmos-fery, to tą zawsze tworzą ludzie i zapewne dla każdego jest to subiektywne odczucie, wszystko zależy od na-szego nastawienia i spotkanych osób. À propos ludzi, martwi fakt, że mimo (tak mi się przynajmniej wydaje) rosnącej popularności zjawiska tatuażu, frekwencja na tego typu imprezach niestety nie wzrasta, w najgor-szym wypadku jest zbliżona do roku poprzedniego. Faktem jest, że mieszkamy w dziwnym kraju, o czym w minionym miesiącu mieliśmy okazję przekonać się za każdym razem, gdy oglądaliśmy wiadomości. Miej-my nadzieję, że niebawem coś zmieni się w tej kwestii, tym bardziej, że w bieżącym roku czekają nas jeszcze dwie tego typu imprezy.
Jak wiadomo, gwoździem programu są konkur-sy na najlepiej wykonane tatuaże. Na scenie zaprezentowało się wielu modeli, każdego dnia prace oceniane były w pięciu kategoriach. Skład
jury rozrósł się w porównaniu do roku poprzedniego, i tak obok Tofi ego i Krzysztofa Iwina zasiadł Zap-pa, Mariusz Romanowicz i Paweł Kozakiewicz ze studia „Pandemonium”. Najwięcej nagród powędro-wało w ręce Bartka Panasa, Jarka z „Tat Studia”, trzy razy wyróżniony został Paweł ze studia „Pante-on” i Piotr z „Eviltattoo”, po dwie nagrody otrzymali Kuba z „Blackstara” i Broda. Co do konkursów mam jedno zastrzeżenie, że mimo wyraźnego punktu w regulaminie, mówiącego o tym, że jeden tatuaż wystawiany może być tylko w jednej kategorii, np. panią z „kwiatowym bokiem” oglądaliśmy w trzech różnych.
Jako, że nie samym tatuażem człowiek żyje, po każdym dniu festiwalu atmosfera konwen-tu przenosiła się do klubu „Szafa”. Osobiście gościłam tam tylko przez chwilę, ponieważ
chciałam być w trzech różnych miejscach na raz. Przekonałam się, że w środku sezonu w Gdańsku, nie sposób się nudzić. Bardzo dziękuję moim kra-kowskim towarzyszom za szalone tańce w „Absyn-cie” i żywię głęboką nadzieję, że kiedyś uda nam się powtórzyć to w mieście smoka.
Wracając do konwencji, najmocniejszą stro-ną festiwalu jest z pewnością jego lokali-zacja, a także to, że stoją za nim ludzie związani z tatuażem na co dzień, którym
zależy, aby rozwijać to przedsięwzięcie. Bardzo dobrze zdaję sobie sprawę, że nie jest to łatwe zadanie, dlatego tym bardziej doceniam włożony trud. Mam nadzieję, że druga edycja „Tattoo Kon-wentu” w oczach organizatorów wypadła dobrze i że znajdą siły i motywacje, aby zaprosić nas na ten okręt za rok.
Krysia
Graffi ti powstałe podczas trwania Konwentu - Clide
Weekend obfi tował w atrakcje…
- Pakol, Billy Danzini i Słoń po koncercie M.O.P
Eksponaty z wystawy Piotra Wojciechowskiego
Krystyna w objęciach fanów
Airbrushowe stanowisko Cejna
TATTOOFEST 37
Pio
tr, E
vilta
ttoo,
Kal
isz
– II
Hor
ror D
omin
ik, M
inio
l, S
iera
dz- I
II N
ajle
pszy
tatu
aż s
obot
y
Kub
a, B
lack
star
, War
szaw
a - I
II H
orro
r
Paw
eł, P
ante
on, B
iały
stok
– II
Naj
leps
zy ta
tuaż
sob
oty
Piti
, Kul
t Tat
too,
Kra
ków
- III
Duż
y ko
loro
wy
Mag
ic, M
agic
Tat
too,
Irla
ndia
- III
Naj
leps
zy ta
tuaż
nie
dzie
liS
ław
ek M
yśkó
w, N
autil
us, W
rocł
aw- I
Naj
leps
zy ta
tuaż
nie
dzie
li
Piotr,Eviltattoo, Kalisz- I Najlepszy tatuaż soboty
TATTOOFEST 40
„W 2005 roku byłem jeszcze inżynierem informatykiem, zajmowałem się serwerami w małej firmie informatycznej, która obsługiwała większe firmy. Ta praca bardzo mnie nudziła. Czułem, że się tam nie spełniam, zacząłem więc szukać czegoś nowego. Dodatkowo zajmowałem się grafiką komputerową, jednak jeszcze tego samego roku zacząłem się tatuować i wkręciłem się tak bardzo, że postanowiłem spróbować. Wszedłem do studia Chrisa Reids w Geelong i po dwóch czy trzech sesjach zostałem przyjęty na staż! Parę miesięcy zajęło mi męczenie Chrisa, aby pozwolił mi coś wytatuować. Pod koniec 2005 r. zrobiłem pierwszy tatuaż, a 3 miesiące później zaproponowano mi posadę tatuatora! Pracowałem u Chrisa do lipca 2007 r., później zdecydowałem, że już najwyższy czas na zmiany. Rozmawiałem z Lisą z „Kustom Kulture”, a po miesiącu tatuowałem już w szeregach „KK”. Później sporo podróżowałem po Nowej Zelandii, gdzie na dobre zdałem sobie sprawę, że chcę specjalizować się w portretach, bo realizm zawsze mnie fascynował. W styczniu 2009 r. jeździłem do Byrona Dreshlera, który pomógł mi uporządkować moją wiedzę i umiejętności. Dzięki niemu poznałem działanie maszyn pneumatycznych. Niedługo potem wykonałem swój pierwszy kolorowy portret i wziąłem udział w konwencji tatuażu w Sidney, gdzie poznałem Steve’a i Briana z „Korpus Tattoo” z Melbourne. W kwietniu 2009 r. stałem się częścią ich załogi!”
Mick Squires
Z Bobem Tyrrellem
Stefano Alcántara i MickMick Squires i Claire Reid
TATTOOFEST 41
nach. Miałem wziąć udział w jego semi-narium, ale tatuowanie przeciągnęło się i nie mogłem z niego skorzystać. Póź-niej nadarzyła się taka okazja i uczest-niczyłem w jego malarskim seminarium w Grants Pass w Oregonie, po którym zostałem zaproszony na guest spota. Podczas niego zostaliśmy naprawdę do-brymi przyjaciółmi, a teraz jestem u nie-go znowu. Co do tatuowania Jeffa, to sam nie mogę w to uwierzyć! Najlepsze jest to, że na tatuaż, którego wykonanie zajęłoby mi ponad 3 godziny, mieliśmy zaledwie 2, miałem więc sporo stresu.
Ola: Jak opisałbyś wspomniane semi-narium? Słyszałam od wielu artystów, że zmieniło ich podejście do pracy, a jak wpłynęło na ciebie? Mick: Warsztaty malarskie otworzyły mi oczy na wiele spraw. Nauczyły pra-cy z trzema podstawowymi barwami, tworzenia głębi i faktury. Były naprawdę ciężkie, ale bardzo pomocne, co najważ-niejsze cała przekazana wiedza przekła-da się na tatuowanie.
Ola: Czy miałeś okazję do współpracy z wymienionymi artystami. Jak się na nią zapatrujesz?
Mick:tuatorskich kolaboracji. Uważam, że w stylu, w którym się odnajduję, nie ma tak wielkiego pola do popisu. Kolaboro-wałem malarsko, nawet parę dni temu z Jeffem. Poza tym, wraz z chłopakami z mojego studia oraz paroma innymi ar-tystami z Malbourne, spotykamy się raz w tygodniu na nocne malowanie.
Ola: Co najważniejszego zyskałeś
Jest bardzo wiele niesamowitych rzeczy, które osiągnąłem dzięki temu.
nia po całym świecie jest świetna. W tym momencie jestem w Stanach, zmierzam wraz z moim przyjacielem Joshem Duffy na „Hell City Tattoo Convention”. Wybie-ram się na spotkanie z Carsonem Hillem. Dopiero co odwiedziłem Paryż, Amster-dam, Rzym. Żadnego z tych miast nie
Ola: Jak postrzegasz przyszłość tej branży? Jak postrzegasz siebie jako jej część obecnie i za kilka lat? Mick: Myślę, że najważniejsze jest aby-śmy szanowali się i pamiętali o artystach starej daty, którzy tworzyli fundamenty pod to, co robimy dzisiaj. Dyskutowałem wczoraj na ten temat z Jeffem Johnso-nem. Myślę, że przyjaźń pomiędzy tatu-atorami jest bardzo duża, jesteśmy jak jedna wielka międzynarodowa rodzina. Staram się dawać tej scenie tyle, ile od niej dostałem.
Ola: Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?Mick: Moje plany to nie przestawać po-dróżować i robić to, co robię. Lato chcę spędzić w Australii surfując. Chcę też jak najwięcej malować, czuję że bardzo pomaga mi to przy tatuowaniu. Planuję popracować dłużej w jednym mieście, a także w miejscach, które do tej pory były dla mnie niedostępne, jak np. Japo-nia. Chcę odwiedzić konwencje w Londy-nie w 2011 roku.
www.myspace.com/micksquireswww.micksquires.com
Ola: Czy miałeś okazję do współpracy Ola: Czy miałeś okazję do współpracy z wymienionymi artystami. Jak się na z wymienionymi artystami. Jak się na nią zapatrujesz?nią zapatrujesz?
Mick:Mick:tuatorskich kolaboracji. Uważam, że tuatorskich kolaboracji. Uważam, że w stylu, w którym się odnajduję, nie ma w stylu, w którym się odnajduję, nie ma tak wielkiego pola do popisu. Kolaboro-tak wielkiego pola do popisu. Kolaboro-wałem malarsko, nawet parę dni temu wałem malarsko, nawet parę dni temu z Jeffem. Poza tym, wraz z chłopakami z Jeffem. Poza tym, wraz z chłopakami z mojego studia oraz paroma innymi ar-z mojego studia oraz paroma innymi ar-tystami z Malbourne, spotykamy się raz tystami z Malbourne, spotykamy się raz w tygodniu na nocne malowanie.w tygodniu na nocne malowanie.
Ola: Co najważniejszego zyskałeś Ola: Co najważniejszego zyskałeś
Jest bardzo wiele niesamowitych Jest bardzo wiele niesamowitych rzeczy, które osiągnąłem dzięki temu. rzeczy, które osiągnąłem dzięki temu.
nia po całym świecie jest świetna. W tym momencie jestem w Stanach, zmierzam momencie jestem w Stanach, zmierzam wraz z moim przyjacielem Joshem Duffy wraz z moim przyjacielem Joshem Duffy na „Hell City Tattoo Convention”. Wybie-na „Hell City Tattoo Convention”. Wybie-ram się na spotkanie z Carsonem Hillem. ram się na spotkanie z Carsonem Hillem. Dopiero co odwiedziłem Paryż, Amster-Dopiero co odwiedziłem Paryż, Amster-dam, Rzym. Żadnego z tych miast nie dam, Rzym. Żadnego z tych miast nie
Ola: Jak postrzegasz przyszłość tej Ola: Jak postrzegasz przyszłość tej
Mick SquiresOla: Przede wszystkim… masz naj-lepszy baner na świecie! Jak bardzo siedzisz w temacie komiksów?Mick: Ha, ha, ha. Kocham komiksy! Może nie tak bardzo jak jeden z moich najlepszych kumpli z Australii zwany „Dave Undead”, który malował komiksy zanim jeszcze został tatuatorem. Któ-regoś dnia stwierdził, że narysuje mnie w wersji „Wolverine”, pewnie dlatego, że nigdy nie jestem ogolony na gładko. Poza tym, Wolverine to moja ulubiona postać.Ola: Pamiętam jak ogromne wrażenie wywołał na mnie tatuaż Spidermana, który wykonałeś na dłoni… jednak więk-szość twoich prac to raczej zabawa realizmem.
Ola: Jak rozwijałeś się w tym kierunku?Mick: Wielkie dzięki! Kocham realizm, ale lubię również prace utrzymane w sty-lu ilustratorskim. Zanim zacząłem zajmo-wać się portretami, tatuowałem bardziej grafi czne rzeczy. Teraz staram się oddać po prostu jak najwięcej detali. Dużo ba-zuję na wiedzy z zakresu anatomii ludz-kiej twarzy.
Ola: Jakich maszyny używasz i jaki ma to wpływ na twoje prace? Mick: Mam dużo maszyn! Przeszedłem drogę od Neumy po Inkjecta, by później używać maszyn cewkowych FKI. W dal-szym ciągu jestem przyzwyczajony, że do linii i detali używam maszyn rotacyj-nych Inkjecta. Po Hawka sięgam przy pracach cieniowanych, przy kolorowych zaś świetnie sprawuje się nowa Sigma Fly, której używałem choćby dziś tatuując Jeffa Gogué’a. Uważam, że maszyny rotacyjne najlepiej nadają się do mojego stylu pracy.
Surk Ink Convention - Bob Tyrrell, Heath Crowe, Mick,Mike Devries, Nikko i Josh DuffyTy McEwen, Jeff Gogué i Mick
TATTOOFEST 42
TATTOOFEST 43TATTOOFEST 43TATTOOFEST 43
Dziś spotkacie się z osobą o wielce artystycznej duszy, która mój dozgonny szacunek
zyskała projektem „Stocznia”.Iwona Zając wspólnie z Młodą Za-łogą i miejscowymi dziećmi robiła wywiady z pracownikami Stoczni im. Lenina, a następnie umieściła se-rię szablonów zawierających opowie-ści stoczniowców związane z ich życiem i pracą na zewnętrznych murach ogra-dzających dawny zakład pracy. Wplątane w to elementy architektury i żurawie dały niesamowity efekt. Niewątpliwie jest to królowa polskiej sztuki ulicy. Poprosiłem Iwonę, aby opowiedziała coś o sobie.
Dariusz Paczkowski, www.3fala.art.pl
TATTOOFEST 46
W 1999 roku ukończyłam gdańską Akade-mię Sztuk Pięknych i zastanawiałam się nad swoją przyszłością. Przerażała mnie klasyczna forma artystycznej kariery. Za-mknięte, puste, bezludne galerie, wernisaże, na które przychodzą zawsze ci sami ludzie i poczucie, że nikt tak naprawdę pokazywa-nej tam sztuki nie przeżywa. W 2000 roku zostałam zaproszona przez Piotra Szwabe, koordynatora i twórcę Festiwalu Malarstwa Ściennego „Węzeł Kliniczna” do udziału w I edycji festiwalu. Namalowałam swój pierwszy mural pod tytułem „Zawsze inte-resowali mnie chłopcy” i odnalazłam formę ekspresji najbliższą mojemu charakterowi. Wyszłam ze swoją sztuką w przestrzeń
miejską. Otworzyłam się na widza i nawią-załam kontakt z żywym człowiekiem. Brałam udział w pięciu edycjach festiwalu i dzięki temu doświadczeniu mogłam zaobserwować jak „Węzeł Kliniczna”, skrzyżowanie arterii miejskich, zmienia się. W otwartej przestrze-ni publicznej miasta, dotychczas anonimo-wej i szarej, powstała „Galeria Malarstwa Ściennego”. Na wielkich (średni wymiar 15 m2) betonowych, szarych, trapezoidalnych bryłach, artyści z całego świata malowali swoje prace. Zobaczyłam, że lubię wkraczać w przestrzeń publiczną – miasto wydaje mi się bardziej przyjazne, gdy ludzie malują na murach, tworzą własne otoczenie. To do-świadczenie miało wpływ na wszystkie moje
późniejsze działania. Dla murali malowa-nych na dużych wysokościach wyleczyłam nawet swój lęk wysokości. Malując opo-wiadam swoje prywatne historie, ekspery-mentuję, bawię się formą, kolorem, dzielę się z widzem tym, co mnie drażni, fascy-nuje, porusza. Na murach maluję mój oso-bisty dziennik, zapis mojego życia. Dążę do maksymalnej szczerości wobec siebie i wobec oglądających. Maluję wolno, cza-sem z linijką w ręku, dbam o każdy detal, siedzę przez wiele godzin na rusztowaniu. Ludzie pytają mnie: po co? Przecież zaraz ktoś to popisze, zniszczy. Trudno. Malując na ścianach automatycznie zgadzam się na to, że na moim muralu powstanie coś nowego. Dla mnie ważny jest czas spędzo-ny na ścianie. Często wykorzystuję struk-turę muru i jego kolorystykę. W większości sama finansuję swoje projekty i realizuję je na zewnątrz, w przestrzeni miejskiej. Współpracuję z różnymi instytucjami, ale nie jestem od nich zależna.
Od wielu lat łączę twórczość z edukacją. Staram się przekazać młodym ludziom wiedzę i doświadczenie, a zarazem na-mawiam do poszukiwania własnych dzie-dzin ekspresji. Prowadzę wiele warsztatów dotyczących szablonu i z ogromną fascy-nacją obserwuję jak moi uczniowie otwie-rają się i wzajemnie inspirują. Nowe media ułatwiły ludziom kreowanie swoich prac i nie muszą już umieć rysować, by zro-bić dobry szablon. Dlatego do tej techniki można przekonać tak wiele osób. Często podczas moich warsztatów wciągam tzw. osoby towarzyszące, zarzekające się, że nie umieją malować i później z satysfakcją obserwuję, jak z roku na rok rozwijają swój talent.
W materiale prezentujemy prace po-chodzące z projektu o nazwie „Mama”. W jego skład wchodzi cykl obrazów i mu-rali dotyczących relacji artystki z jej mamą. Odnalezione podobieństwa, które w prze-szłości Iwona odbierała jak przekleństwo, teraz celebruje. Za pomocą swoich prac, przygotowywanych przy pomocy zdjęć z rodzinnych albumów, wędruje z mamą w czasy dzieciństwa i młodości.
TATTOOFEST 47
www.iwona-zajac.com/ccvv.htm
STREET ART
TATTOOFEST 48
TATTOOFEST 49
TATTOOFEST 52
Bam: Opowiedz o swoich początkowych inspiracjach tatu-ażem i pierwszych próbach robienia tego samodzielnie?Joel: Nie zaliczam się do gości, którzy mając 5 lat i widząc na basenie potatuowanego typa doznali olśnienia i stwierdzili, że chcą tak wyglądać. Moje zainteresowanie tatuażem przyszło później, kiedy miałem jakieś 17 lat. Pochodzę z małego miasta, gdzie tatuaże to przede wszystkim tribale, postacie Wikingów i okropne prace w stylu lat 80. Myślę czasem, że ten początkowy brak zainteresowania tematem należy odbierać jako przejaw dobrego smaku, ha, ha. Zacząłem myśleć o tatuowaniu się, kiedy poznałem ludzi, którzy mieli tatuaże i interesowali się nimi.
Patrząc z perspektywy czasu, żaden z nich nie miał na sobie nic fajnego, głównie jakieś słabo wykonane czarno-szare prace. Różnica polegała na tym, że były to młode punki, a nie typowi małomiasteczkowi kolesie w szortach Billabonga i okularach Oakley’a. Kilka lat później miałem już rękaw w szarościach i tatuaże zaczęły być na topie. Z tego, co pamiętam, zaraz po zdobyciu mojego pierwszego tatuażu chciałem zostać tatuato-rem. Pamiętam też, że mojemu tacie nie bardzo to pasowało. Nie interesowałem się jakoś specjalnie rysunkiem, to nigdy nie była moja bajka. Wszystko zmieniło się nagle, gdy odkry-łem tatuaż tradycyjny. Ogólnie natknąłem się na takie prace
Nazywam się Joel Madberg i jestem dostawcą elektrycznego przekazu wszelkim chętnym osobom. Pracuję w „SalvationTattoo” w Sztokholmie. Ponadto jestem ojcem trojga dzieci, których wychowywanie pochłania dużo czasu. Dwóch moich synów bliźniaków to entuzjaści tatuaży wykonywanymimazakami „Sharpies”, więc często organizujemy freehandowe
sesje pod hasłem - „Tato, ten długopis boli”! Poza nimi mam jeszcze córeczkę, ale ona jest za mała na takie zabawy, lub na cokolwiek poza
spaniem, wypełnianiem pieluchy i interesowaniem się wszystkim dookoła. Tatuuję również moją żonę. Jestem, więc tatuującym, rodzinnym człowiekiem.
TATTOOFEST 53
już wcześniej, ale jakoś do mnie nie przemówiły. Nie zdawa-łem sobie sprawy, że tak wiele dzieje się w tym nurcie, i że to wszystko ma tak bogatą historię. Nie zaczynałem w specjalnie malowniczy sposób. Poświęciłem trochę gotówki na straszny sprzęt prosto z chińskiej fabryki. Przy kuchennym stole zrobiłem sobie pierwszego buraka na udzie i wiedziałem, że tatuowanie to coś, co chcę robić. Zacząłem rysować jak szalony, kupiłem lepszy sprzęt i poddałem ciała znajomych ostremu treningowi. Wciąż pamiętam, że gdy zrobiłem swój pierwszy „nie taki zły” tatuaż, a był to numer 17, odkryłem istnienie igieł magnum. Nie miałem nikogo, kto mógłby dać mi jakąś radę. Do wszystkiego
dochodziłem sam metodą prób i błędów. Trzydzieści tatuaży później, postanowiłem skończyć z kuchenną rzeczywistością, przygotować portfolio i ruszyć gdzieś w poszukiwaniu stażu. Jakiś tydzień później odebrałem telefon z miasta oddalonego o 20 minut drogi ode mnie. Gość spytał, czy nie chcę u nie-go tatuować. Poszedłem tam i zrobiłem znajomemu jaskółkę. Zostałem przyjęty na pełen etat, jako „profesjonalny” tatuator. Zacząłem robić słabe prace za normalne pieniądze. Byłem jed-nak zdeterminowany, chciałem się rozwijać i uczyłem się na własnych błędach. Żałuję, że nie miałem prawdziwego stażu… Cóż, po prostu wszystko ułożyło się w inny sposób.
Bam: Podglądasz innych tatuatorów i ich dokonania?Joel: Pewnie! Jest ich zbyt wielu, by wymienienie ich wszyst-kich miało sens. Odkąd zdałem sobie sprawę z tego, że jest bardzo wielu tatuatorów robiących świetne prace we własnym stylu, obserwuję te jednostki namiętnie. Unikalność to coś, co zawsze powinno być w cenie. Podziwiam klasyków sceny - lu-dzi, którzy wyznaczali jako pierwsi szlaki tworząc nieśmiertelny styl, począwszy od zarania XX wieku, skończywszy na latach 70. (wszyscy wiedzą, o kim mowa). Niektórzy używają okre-ślenia neo-traditional, dla mnie to to samo, co lata temu: ładne solidne linie, ciężkie cieniowanie, brak przesady w kolorach.
TATTOOFEST 54
Różnorodność tematyki, z którą mamy do czynienia obecnie, nie robi dla mnie najmniejszej różnicy. To wciąż ta sama trady-cja, tylko przeniesiona na czasy teraźniejsze. Dużo podglądam mojego kumpla Nille, najwięcej nauczyłem się właśnie od niego. Kiedyś starałem się kończyć tatuaż bardzo szybko, teraz do-pieszczam każdy detal. Nille pracuje z dużym poświęceniem, nawet jeśli to, co robi zupełnie nie trafia w jego gust. Za to go podziwiam.
Bam: Co jest twoim głównym zamierzeniem, celem, który stawiasz sobie zaczynając tatuaż? (Poza dość oczywistym dążeniem do zrobienia go jak najlepiej.)Joel: Najczęściej po prostu staram się, żeby klient czuł się komfortowo i robię najlepszy tatuaż, na jaki mnie stać. Lubię wiedzieć, że klient wyszedł ze studia zadowolony. Pracuję tylko z Nille, oboje staramy się być bardzo przyjaźni i pomocni. Myślę, że mamy dzięki temu całkiem dobrą reputację, ha, ha. Pomimo, że nie jestem najbardziej rozrywkowym gościem na świecie i nie lubię być w centrum zainteresowania, z pewnością stałem się bardziej otwarty. Nille, który dłużej siedzi w branży, co jakiś czas stara się przywołać mnie do porządku, gdy chowam się do mojej introwertycznej skorupki. Prawdą jest, że bycie miłym popłaca. Zawsze nienawidziłem uczucia, które towarzyszyło mi, gdy odwiedzałem studia tatuażu. Może to po prostu dlatego, że byłem bardzo nieśmiały, ale wydawało mi się, że tatuatorzy patrzą na mnie z nosem zadartym wysoko w górę. Nigdy nie potrafiłem tego zrozumieć. Jeżeli ktoś wychodzi z twojego stu-dia zadowolony, jest duża szansa, że wróci. Oczywiście ciężko jest być zawsze miłym, wszyscy mamy lepsze i gorsze dni. Są ludzie, z którymi po prostu trudno jest się dogadać. Mimo wszystko, najczęściej pod koniec dnia ucinamy sobie swobodną pogawędkę z klientami, których właściwie nie znamy. Chyba odbijam od tematu… Generalnie, jeżeli wiem, że wykonałem solidną pracę i jednocześnie klient nie ma mnie za dupka, uwa-żam, że dałem radę.
Bam: W jakim kierunku chciałbyś pokierować swój rozwój?
Joel: Chcę w miarę możliwości brnąć do przodu, odkrywać nowe rzeczy, starać się jednocześnie trzymać stylu traditional. Nie zo-stałem obdarzony wyobraźnią pozwalającą mi na stworzenie cze-goś fantazyjnego, czy choćby rękawa w szarościach bez użycia konturu. W sumie gdybym potrenował, pewnie byłbym w stanie to zrobić, ale dopóki nie muszę, wolę odsyłać ludzi do innych tatuatorów. Jest bardzo wiele rzeczy, których chcę spróbować. Poza rozwijaniem swojego stylu, chciałbym zacząć wkręcać się bardziej w japoński klimat, bo jest w nim wiele ciekawej tradycji. Jestem zafascynowany tymi wszelkimi zasadami i historiami ja-pońskiego tatuowania, chciałbym do tego bardziej przeniknąć, gdybym tylko miał więcej czasu…
Bam: Czy jest jakaś część procesu tatuowania, którą lubisz bardziej niż inne?Joel: Najbardziej lubię mówić, że zapalniczka, której używam do otwierania opakowania z igłą jest po to, aby upewnić się, iż igła jest dokładnie wyczyszczona po tym ćpunie, którego tatu-owałem przed chwilą… albo uspokajać klientów zaraz po tym jak powiem, że żartowałem. Lubię robić kontur. Jest coś nie-samowitego w robieniu dobrych linii. Nie, czekaj, cieniowanie jest najfajniejsze, wtedy właśnie tatuaż zaczyna żyć. A może kolorowanie… Jak tak dłużej nad tym myślę, to stwierdzam, że lubię wszystkie te fazy tak samo. Każda z nich jest ważna i na swój sposób ciekawa. Jedyna część tatuowania, której nie lubię, to przygotowanie stanowiska. Mam swoje przyzwyczajenia i in-stynktownie staram się znaleźć najlepsze rozwiązanie, czasem staje się to wręcz maniakalne. Może to dotyczyć wszystkiego, poczynając od tego, w jakim porządku układam maszyny, do szukania najefektywniejszego sposobu pakowania wyczyszczo-nych rur do autoklawu. Nigdy jednak nie umiem znaleźć złotego środka na przygotowanie stanowiska bez zbyt dużej ilości zmian rękawiczek. Najpierw wrzucić rury do myjki ultradźwiękowej, czy na końcu? Najpierw zawinąć klienta, czy odpakować z folii lampkę? Trzeba też brać pod uwagę czynnik ludzki, niektórzy klienci od razu wstają i oglądają skończony tatuaż, po czym siadają z powrotem, przez co nie mogę jeszcze odpakować le-żanki. Nie mam śmiałości żeby mówić ludziom, co mają robić
TATTOOFEST 55
Może kiedyś znajdę odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, póki co moja dusza będzie niespokojna…
Bam: Czego nie tatuujesz?Joel: Jeżeli chodzi o motywy, staram się odchodzić jak naj-dalej od tribali. Zazwyczaj po prostu mówię ludziom, że nie umiem tego dobrze zrobić i odsyłam klientów do innego stu-dia. Nie tatuuję żadnych nazistowskich symboli i ogólnie nic popieprzonego.
Bam: Zaserwujesz nam jakąś opowieść z cyklu „studyjna galeria osobowości”?Joel: Lubię ludzi, którzy przychodzą do mnie, bo chcą jakiś mo-tyw wykonany właśnie przeze mnie. Był taki facet, który chciał postać starego człowieka w kapeluszu, wokół którego fruwają ptaki. Usiadłem do tego projektu i stworzyłem mocno kontrasto-wy, alchemiczny nonsens przedstawiający gościa przy drzwiach trzymającego płonącą urnę z klatką na głowie, na której siedzi kruk sączący krew. Gość powiedział: „Spoko, róbmy to!”. Dużo daje, jeżeli osoba, którą tatuujesz jest sympatyczna. Najnudniej-szy tatuaż może być pozytywnym doświadczeniem, jeżeli klei się przy nim miła pogawędka. Najgorszym typem klienta jest „dyrektor artystyczny” mówiący ci, co i jak masz zrobić, stara-jący się kontrolować każdą część procesu tatuowania. Nic nie podcina skrzydeł bardziej niż to, gdy masz doskonały sposób na cieniowanie czy kolorowanie tatuażu, który jest od razu obalany przez klienta. Kolejnym typem będzie „niezdecydowany agent nieruchomości”, niemogący zdecydować się gdzie umieścić ta-tuaż. Robisz odbitkę za odbitką, a on wciąż narzeka, przesuwa, proponuje wersję mniejszą o 0.01 % i tak dalej. Odbijanie wzo-ru może zająć wieczność, rekord mojego kolegi to 4 godziny samego wybierania miejsca… Jest jeszcze „skrupulatny inwe-stor”, który decyduje o wszystkim przez pryzmat pieniędzy. Jeżeli już oddałeś serce jednemu motywowi, na który brakuje ci 100 euro, może lepiej poczekać, uzbierać kasę i zrobić go później, zamiast zmniejszać go na siłę czy robić coś całkowicie inne-go byle tylko zmieścić się w konkretnej kwocie. Kolejna postać to „pesymistyczny detektyw”. Gdy tatuaż jest już skończony i
nadszedł czas oglądania go w lustrze, nie powie po prostu: „dzię-ki, jest naprawdę ładny”, zamiast tego wyciągnie lupę i zacznie gorączkowo szukać wszelkich niedociągnięć. Jeżeli przyjrzysz się z bliska, w każdym tatuażu znajdziesz coś niedoskonałego. Ten typ prawie zawsze wróci po wygojeniu mówiąc: „tatuaż jest teraz sporo jaśniejszy” albo „ten czerwony na płatkach róży jest o milimetr bliżej tej linii z prawej, niż tej z lewej”. Właściwie tylko raz naprawdę wkurzyłem się na klientkę. Po mojej chorobie sta-nąłem na głowie by znaleźć jej termin na „jak najszybciej”, a ona zachowała się jak księżniczka wychodząc ze studia po tym, jak musiała poczekać na mnie 15 minut!
Bam: Masz swoje motto czy określoną filozofię, którą się kierujesz?Joel: Szczerze mówiąc nie. Staram się po prostu być jak najlep-szym tatuatorem, mężem i ojcem. Posiadając tak małe dzieciaki jak moje, nie masz swobody robienia wszystkiego, na co masz ochotę. Chciałbym teraz więcej podróżować, ale muszę być na miejscu. Będzie na to czas jak dzieciaki trochę podrosną. Hej, jednak mam motto: „Dom teraz, wyjazdy później!”.
Bam: Z pewnością w tych okolicznościach nie masz go zbyt wiele, jeśli jednak trafi się czas wolny, jak go pożytkujesz?Joel: Spędzam w studio 200 godzin miesięcznie. Tatuuję, ry-suję, odpowiadam na maile i nawet trochę maluję. Cały wolny czas poświęcam rodzinie, staram się też jak najwięcej czytać, parę minut tam, godzinkę tu. Jestem członkiem kapeli, dla któ-rej w ogóle nie mam czasu. W tym roku mieliśmy 0 prób, naj-prawdopodobniej przeze mnie. Grałem już w różnych kapelach, chodziłem na mnóstwo koncertów odkąd skończyłem 12 czy 13 lat, więc to ze mnie szybko nie wyjdzie, ale jak już mówiłem: „dom teraz, wyjazdy później!”.
Bam: Słowo na koniec…Joel: Chciałbym podziękować za możliwość udzielenia wywia-du i za zainteresowanie. Jeżeli ktokolwiek z was chce się u mnie wytatuować, zdarza mi się od czasu do czasu pojawić na zagra-nicznym konwencie, więc miejcie oczy szeroko otwarte. w
ww.myspace.com/stonecoffin
TATTOOFEST 56
Realizacja materiału z Tonym Ciavarro to najlepszy przykład na to, że bycie cierpliwym popłaca. Jego nazwisko wymienia się obok takichartystów jak Jime Litwalk czy Joe Capobianco, bo podobnie jak oni, nasz dzisiejszy bohater tworzy kolorowe prace w stylu cartoon. Za co go lubimy? Za styl, kreskę, bogactwo tematyki oraz aspekty techniczne. Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe atrybuty, wniosek jest jeden, mamy do czynienia ze świetnym tatuatorem, który ciężko pracował na sukces. Ile lat siedzi w branży? Jakie tatuaże kręcą go najbardziej? Czego sobie u niego nie wytatuujesz? Dowiesz się z poniższego wywiadu.
TATTOOFEST 57
Hej! Nazywam się Tony Ciavarro. Jestem właścicielem i tatuatorem „Stinky Monkey Tattoo” w Kingston, w Massachusetts. Mieszkam wraz z żoną Christine w Ca-rver, oddalonym kilkadziesiąt kilometrów od miejsca pracy. Tatuuję od 12 lat, a ry-sunkiem i tworzeniem flashy zajmuję się od jakichś 15.
Bam: Pytanie numer jeden. Kiedy do-kładnie i w jakich okolicznościach za-interesowałeś się tatuowaniem?Tony: Z tego co pamiętam, był to rok 1995. Zacząłem malować flashe i sprze-dawać je po studiach tatuażu w okolicz-nych stanach, ponieważ w tamtym czasie tatuowanie w Massachusetts było niele-galne. Podczas jednej z wypraw zawi-tałem do studia o nazwie „Green Man”, gdzie w zamian za moje prace zaofero-wano mi staż. Dwa tygodnie po mnie pra-cę tam rozpoczął także Jerry Issel, który był już doświadczonym tatuatorem i na-uczył mnie bardzo wiele. Kilka lat później tatuowanie w stanie, z którego pochodzę
stało się legalne, zdecydowałem się więc na otworzenie studia bliżej domu i rodzi-ny. I tak stałem się właścicielem przy-bytku o nazwie „Stinky Monkey Tattoo”, który funkcjonuje od 2001 roku.
Bam: Jakimi cechami charakteryzo-wałeś się zaczynając? Jakie znaczące zmiany zaszły w tobie od 1995 roku?Tony: Jako tatuator stałem się bardziej pewny siebie i bardziej świadomy swoich umiejętności. Kiedy zaczynałem, byłem bardzo zachowawczy. Teraz, po dwu-nastu latach tatuowania i rozmawiania z różnymi ludźmi, nie dam się uciszyć i w większości przypadków jasno wyra-żam swoje zdanie na dany temat… Tatu-owanie pokazało mi również, że pierwsze 10 zestawów flashy mojego autorstwa to niezła kupa! Wszystkich, którzy je kupili przepraszam i jednocześnie im dzięku-ję. Kiedyś rysowałem wszystko używając zbyt wielu linii. Z czasem przekonałem się, że tatuaże starzeją się i później wszystkie te delikatne linie wyglądają
źle. Bardzo pozmieniał się sposób w jaki rysuję i tatuuję.
Bam: Robienie tatuaży kontra malo-wanie obrazów… Jakie widzisz podo-bieństwa i różnice?Tony: Dla mnie to jedno i to samo. Je-dyną różnicą jest czas wykonywania. Uważam, że jeżeli umiesz coś naryso-wać na kartce, będziesz również potrafił to wytatuować. Dojście do technicznych niuansów zajmuje dłuższą chwilę, ale jak już je opanujesz, nie widzę powodu, dla którego nie miałbyś dobrze tatuować. Dla mnie w tatuowaniu chodzi wyłącz-nie o sztukę. Czasem mówię ludziom, że gdybym w tej chwili nie tatuował, na pewno malowałbym obrazy. Ponadto myślę, że gdybym miał być skazany na tatuowanie cudzych projektów, pewnie w ogóle nie chciałbym tego robić.
Bam: „Jeśli jesteś dobrym tatuatorem, będziesz w stanie wykonać tatuaż maszynką za 100 zł.” Jak odniesiesz
TATTOOFEST 58
TATTOOFEST 59
Tony Ciavarro
TATTOOFEST 60
się do tej sentencji i jakie jest twoje podejście do stricte technicznych aspektów tatuowania?Tony: Myślę, że do pewnego stopnia jest to prawdą. Kiedyś kupiłem maszynę z jakiegoś internetowego sklepu, koszto-wała 40$. Chciałem po prostu zobaczyć jak będzie pracować i ku mojemu zdzi-wieniu tatuowało mi się normalnie, dało się nią robić nawet całkiem niezły kontur. Po kilku dobrych godzinach nagrzała się jednak tak bardzo, że parzyła mi dłoń. Na przestrzeni ostatnich lat, w kwestii tech-nicznej, tatuowanie zmieniło się nie do poznania. Gdy zaczynałem, było bardzo niewiele miejsc gdzie można było kupić sprzęt, a wybór był prawie żaden. Myślę, że bycie otwartym i akceptacja wszelkich nowinek technicznych jest bardzo waż-na. Sposób w jaki tatuuję jest inny odkąd używam maszyn mojego przyjaciela Ja-sona Guy’a. Ich nowa generacja pracuje dokładnie w sposób zaspokajający moje potrzeby, wolno i solidnie. Uważam, że dopracowywanie tatuaży pod kątem
technicznym jest bardzo ważne. Artyści jak Corey Kruger, Lars Uwe czy Uncle Allan dopracowali swój styl do kresu technicznej perfekcji.
Bam: „Stinky Monkey Clothing”. Opo-wiedz o tym skąd wziął się pomysł na własną linię ciuchów i czym różni się ona od setek innych? Tony: Zawsze chodziłem w t-shirtach z własnymi nadrukami. Chciałem zrobić coś innego niż klasyczny podkoszulek z logiem studia tatuażu. Wypuściłem 10 czy 12 różnych t-shirtów, które zaczęły się bardzo dobrze sprzedawać na kon-wencjach. Pomyślałem, że mogę pod-czas takiej imprezy wytatuować mak-symalnie 6 osób, a co z całą resztą? Stwierdziłem, że po pierwsze koszulki są tańsze od tatuażu, więc ludzie będą mogli sobie na nie pozwolić. Po drugie, zakup koszulki nie jest w żadnym stop-niu fizycznym poświęceniem. Ponadto jest to kolejny sposób na pokazanie mo-jej sztuki ludziom. Chcę rozwijać nadal
moją markę, ale tatuowanie pochłania większość mojego czasu.
Bam: Jaką postać lubisz tatuować najbardziej?Tony: Przechodziłem przez wiele róż-nych okresów, parę lat temu były to gej-sze i ludzie nie pytali o nic innego, póź-niej przez krótką chwilę były to maski tiki. Małpy zawsze były czymś co tatuowałem co miesiąc, mimo że wcale nie są moimi ulubionymi zwierzętami, wszystko przez nazwę studia. Myślę, że niedługo zmie-nię ją na: „Nagie, bogate, sexy panie da-jące mi furę kasy tattoo”. Tak, to dobry pomysł ;)
Bam: Z pewnością jest wiele rzeczy, których byś nie wytatuował. Jak wy-glądają zasady Tony’ego Ciavarro?Tony: Faktycznie, jest ich kilka. Nie tatu-uję imion żon, mężów, dziewcząt, chło-paków, a także niczego związanego z ja-kimkolwiek rodzajem nienawiści. Zawsze również żartuję, że póki ktoś nie zechce
TATTOOFEST 61
czerwonego nosa klauna, nie zgodzę się tatuować niczyjej twarzy. Ogólnie jestem pracoholikiem, jeżeli nie tatuuję to rysu-ję, jeśli nie rysuję to na pewno myślę, co można narysować… Jeśli jest inaczej, radzę sprawdzić mi puls!
Bam: Wspomniałeś, że kiedyś nie by-łeś specjalnie pewny siebie i radzenie sobie z ludźmi i ich pomysłami nie było najłatwiejszym zadaniem. Jak jest teraz?Tony: Możliwość spędzania z kimś cza-su i poznawania nowych ludzi przy jed-noczesnej świadomości, że darzą cię zaufaniem, jest największym plusem tej pracy. Czuję się szczerze zaszczycony za każdym razem, gdy ktoś prosi mnie o tatuaż. W większości przypadków ludzie są spoko, wielu najlepszych przyjaciół po-znałem w ten sposób. Czasem zaś klienci są bardzo wymagający jeżeli chodzi o ter-miny. Niektórzy nie zdają sobie sprawy, że mam tylko jedną parę rąk, muszę się użerać z setkami klientów czekających
na termin. Zabawne jest, że przez tyle lat dochodzisz do poziomu, który jest dla cie-bie zadowalający tylko po to, by marzyć o tym by być mniej znanym. Zależy mi na tym, żeby robić to co lubię i jednocześnie sprostać oczekiwaniom klienta. Myślę, że pewnego dnia nauczę się, że nie można wszystkich jednocześnie zadowolić.
Bam: Masz swoje motto, którym sta-rasz się kierować w życiu?Tony: Nie wiem, staram się być dobrym człowiekiem i oczekuję tego samego w zamian. Pomagam każdemu jeżeli tyl-ko mogę i jestem zdania, że tatuatorzy powinni się nawzajem wspierać, ponie-waż postęp nie nastąpi jeżeli wszystkie informacje utrzymywane będą w sekre-cie. Jeśli ja nie otrzymałbym pomocy na początku, nie byłoby mnie tu dziś.
Bam: Uważasz, że twoje prace są osobiste, tzn. starasz się opowiadać jakąś historię lub przekazywać treść „między wierszami”?
Tony: Raczej nie. Myślę, że bajkowy styl sam w sobie dobrze oddaje moją oso-bowość. Lubię żartować i jestem raczej wesoły. Staram się nie traktować siebie specjalnie poważnie jako artystę. Nie usiłuję przelewać na prace jakiegoś głę-bokiego znaczenia. Lubię po prostu ryso-wać wszystko, co wpadnie mi do głowy, czy to szaloną małpę czy Frankensteina mieszającego farby. Chcę żeby ludzie oglądając moje prace mówili: „fuck, co to jest?!”, albo po prostu się śmiali.Chciałbym podziękować wszystkim, któ-rzy wspierali mnie przez te 12 lat, mojej rodzinie, przyjaciołom oraz klientom. Nie robiłbym tego co robię bez waszej pomo-cy. Dziękuję magazynom i konwencjom wspierającym nas - tatuatorów i pozwa-lającym nam dotrzeć do jeszcze większej ilości ludzi. Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
www.myspace.com/tonyciavarrowww.tonyciavarro.com
TATTOOFEST 64
jest z pewnością jednąz najmłodszych dziewczyn, które gościły
na naszej okładce. W przeciwieństwie do wielu naszych Kudi, nie ma nic wspólnego (przynajmniej na razie) z profesjonalnym modelingiem. Kto z nas jednak nie chciałby mieć ładnych, profesjonalnych zdjęć,szczególnie teraz, gdy większością populacji rządzi Facebook. Jak nietrudno się domyślić, Karolinę odnajmłodszych lat fascynowały tatuaże, przez co jej ciało
bardzo wcześnie zaczęło nabierać kolorów. Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o włoskiej kuchni i planach
na przyszłość tej młodej, uroczej damy - zapraszam.
K a r o l ina
fot.
Aga
ta S
tank
iew
icz
TATTOOFEST 65TATTOOFEST 65
Krysia: Wiem tylko tyle, że pocho-dzisz z Częstochowy, a aktualnie mieszkasz w Kędzierzynie. Co łączy cię z tymi miastami?Karolina: W Częstochowie mieszka-łam całe życie, tu się wychowywałam, uczyłam i miałam wszystkich znajo-mych. Do Kędzierzyna przeprowadzi-łam się po skończeniu technikum, czyli jakieś 5 miesięcy temu. Nie planowa-łam tego wcześniej, właściwie wyszło to trochę spontanicznie, po prostu od-nowiłam kontakt z moim byłym chłopa-kiem i zamieszkaliśmy razem. Obecnie pracuję, ale nie robię niczego rozwo-jowego (czekam, aż znajdę coś bar-dziej konkretnego). Chciałabym zająć się pracą w branży gastronomicznej, ale w Kędzierzynie nie ma za bardzo w czym wybierać.
Krysia: Jesteś po maturze, jakie masz plany na przyszłość - studia?Karolina: Studia? Niekoniecznie. Myślałam bardziej o jakimś studium. Skończyłam profil gastronomiczny i w tym kierunku chciałabym się dalej
rozwijać, bo poniekąd jest to moja pa-sja, ale czas pokaże jak to będzie. Wo-lałabym uczyć się od najlepszych, a nie spędzić kilka kolejnych lat nad zeszy-tami, bo to do niczego nie prowadzi - nie można uczyć się gotowania zupy na papierze. Najwięcej dowiedziałam się podczas miesięcznych praktyk we Włoszech, na które zostałam skiero-wana ze szkoły. Pracowałam w restau-racji „Taverna diegli Artisti” i właściwie cały czas uczyłam się przygotowywać potrawy z owoców morza i makaro-nów. Pokazywali nam też jak robić prawdziwą włoską pizzę - to naprawdę nie jest łatwe! Mieliśmy tam także ty-godniowy kurs włoskiego, żeby łatwiej było nam dogadywać się z Włochami, ale na szczęście większość ludzi mó-wiła po angielsku. Praktyki zagranicz-ne bardzo dużo dają, naprawdę moż-na się wiele nauczyć, poznać różne kulinarne sekrety, a także zobaczyć wspaniałe miejsca. Byliśmy na wy-cieczce m.in. w Wenecji i obalę plotki - tam wcale nie śmierdzi, a klimat jest niesamowity.
Krysia: Cała redakcja to wielcy sma-kosze, co jest twoją specjalnością?Karolina: He, He. Potrafię ugotować dużo różnych dań, ale najlepiej wycho-dzi mi pizza i ciastka migdałowe :) Cały czas się uczę i dążę do tego, żeby ulep-szać przygotowywane potrawy. Naj-bardziej lubię kuchnię włoską i chińską, bo jest zdrowa i smaczna no i właści-wie prosta do przygotowania. Chcia-łabym jeszcze zapoznać się z branżą cukierniczą, żeby móc piec ciasta i tor-ty, bo świetnie wyglądają i nieziemsko smakują :)
Krysia: Wyobrażasz sobie siebie, jako szefa kuchni?Karolina: Oczywiście! Ale póki co, nie mam na tyle umiejętności, aby zostać szefem kuchni. Myślę, że kilka lat prak-tyki zrobi swoje, i że sprawdziłabym się pracując w grupie.
Krysia: Czego słuchasz, kiedy jest ci smutno, wymień konkretny kawałek?
fot.
Aga
ta S
tank
iew
icz
TATTOOFEST 66
Karolina: Marilyn Manson - „Just a car crash away”.
Krysia: Co lubisz robić, co jest dla ciebie ważne?Karolina: Lubię pozować do zdjęć, co prawda dopiero zaczynam się w tym odnajdywać, ale na pewno jest to jed-na z rzeczy, którą chciałabym kontynu-ować. Najważniejsza jest dla mnie moja rodzina, a właściwie 2 kobiety: mama i babcia, którym zawdzięczam to, że jestem, jaka jestem i nie próbuję uda-wać przed samą sobą kogoś innego. Tak mnie wychowały. Co lubię robić? Właściwie większość wolnego czasu spędzam ze znajomymi w studiu tatu-ażu. Lubię też chodzić do kina, pójść na jakąś dobrą imprezę, a czasami po prostu pospacerować albo pojeździć
na rowerze. Ogólnie nie prowadzę ja-kiegoś bardzo szalonego trybu życia.
Krysia: Spotkałaś w swoim życiu prawdziwą przyjaźń?Karolina: Moją najlepszą przyjaciółką jest Natalia, którą znam kilka ładnych lat i jeszcze nigdy się na niej nie zawio-dłam. Zawsze, jakkolwiek nie byłoby mi ciężko, mogłam na nią liczyć, zwierzyć się jej albo po prostu pogadać o głu-potach i gdzieś wyjść. Zawsze ceniłam sobie bardzo rady mamy i babci, więc też uważam je za przyjaciółki. Mogłam zwrócić się do nich z każdym proble-mem i jakoś wspólnie znajdowałyśmy rozwiązanie. Jeżeli chodzi o tatuaże, nigdy ich nie negowały, a nawet pod-powiadały mi, co mam sobie zrobić nowego. Mama wkręciła się do tego
stopnia, że ma na prawie całych ple-cach gejszę z kotem na rękach i kilka małych tatuaży.
Krysia: Ok, teraz trochę o tatuażach, chyba powstają w bardzo szybkim tempie?Karolina: Pierwszy tatuaż zrobiłam jak byłam jeszcze bardzo młoda (za zgodą mojej mamy). Nie buntowałam się ani nie ukrywałam nigdy moich pomysłów przed rodzicami. Są bardzo tolerancyj-ni i otwarci na nowe rzeczy. Już wtedy wiedziałam, że to dopiero początek. Od najmłodszych lat moim marzeniem było, aby kiedyś mieć wytatuowane całe ręce. Jeśli chodzi o tempo ich powstawania, to dzieje się to bardzo szybko, ponieważ znam ludzi, którzy mają swoje studia i spędzam tam
fot.
Maj
a O
gono
wsk
a
fot.
Maj
a O
gono
wsk
a
fot.
Aga
ta S
tank
iew
icz
TATTOOFEST 67
sporo czasu. Właściwie większość tatuaży zrobił mi Michał Maj ze studia „Diabolik” z Częstochowy (za co bardzo mu dziękuję) i jego wspólnik Dawid. Jeden tatuaż zrobił mi Marek Wilczyński ze „Stygmat Tattoo” z Kędzierzyna. Podczas pobytu w Rimini też nie mogłam się oprzeć i zrobiłam so-bie tatuaż nad kolanem. Przede wszyst-kim lubię duże prace. Bardzo podoba mi się klimat oldschool i portrety. Ostatnio zrobiłam na udzie motyw z „Gnijącej panny młodej” - bajkowe prace też lubię. Oczywi-ście mam jeszcze dużo pomysłów na to, co bym chciała sobie wytatuować. Chyba następna będzie klatka piersiowa, może coś w klimacie marynarskim… Na razie są to tylko plany, wbrew pozorom mam jeszcze trochę wolnego miejsca, więc na pewno kiedyś się skuszę.
fot.
Aga
ta S
tank
iew
icz
fot.
Ola
Gaw
in
fot.
Maj
a O
gono
wsk
a
TATTOOFEST 70
Bartosz Panas, Gulestus, Warszawa
Deadi, 9th Circle, Kraków
Bartosz Panas, Gulestus, Warszawa
TATTOOFEST 71
Kamil Mocet, Kamil Tattoo, UK
Arek, Jokers Tattoo, Ostrów Wlkp.
Kamil Mocet, Kamil Tattoo, UK
Gruchan, Poznań
AgRypa, Kult Tattoo, Kraków
TATTOOFEST 72
Ciekawe nadesłane prace polskich tatuatorów
Tofi , Ink-Ognito, Rybnik
TF
Misiek, Misiek Studyjko, Ciechanów
TATTOOFEST 73
Pisz na [email protected]
reklamaInteresuje Ciê reklama w magazynie TF?