26

Alessandro Del Piero. Gramy dalej

Embed Size (px)

DESCRIPTION

„Kiedy dorosnę, chcę zostać piłkarzem. Kiedy dorosnę, chcę grać w piłkę nożną. To wspaniały zawód. To moje marzenie” – tak mógł napisać w szkolnym wypracowaniu. Zamiast tego nauczyciele przeczytali, że chciałby być elektrykiem, tak jak tata, albo kucharzem lub kierowcą ciężarówki. Na szczęście Alessandro Del Piero miał dość odwagi, żeby wziąć sprawy w swoje ręce, zrealizować dziecięce marzenie i żyć nim do dzisiaj. W Gramy dalej snuje historię najmniejszego i najbardziej nieśmiałego chłopaka w prowincji San Vendemiano, który stał się jednym z najlepszych piłkarzy na świecie. Po dwudziestu latach niestrudzonego grania w Juventusie Del Piero wciąż pozostaje taki sam: na boisku prezentujący prawdziwą wirtuozerię, pełen entuzjazmu i poświęcenia dla kolegów z drużyny, napędzany pragnieniem pokonywania kolejnych wyzwań, a przede wszystkim m

Citation preview

Tytuł oryginału:GIOCHIAMO ANCORA

Copyright © Edge S.r.l., 2012

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Sine Qua Non 2013

Copyright © for the translation by Marcin Nowomiejski 2013

Redakcja i korektaKamil Misiek, Tomasz Wolfke, Joanna Mika-Orządała

Opieka redakcyjnaMichał Rędziak, Przemek Romański

SkładJoanna Pelc

OkładkaPaweł Szczepanik

Cover photographs provided by Edge SrlPhotographs inside the book: Getty Images

All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzezone.Ksiązka ani zadna jej częsc nie moze byc przedrukowywana ani w jakikolwiek

inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w srodkach

publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

ISBN: 978-83-63248-94-9

www.wsqn.plwww.facebook.com/WydawnictwoSQN

Gramy dalej

Moim dzieciomTobiasowi, Dorotei i Sashy

Kim bede, Gdy dorosne?

11

Chyba wszystko zaczęło się od wypracowania na ten temat w podstawówce. Chciałem wtedy napisać: „pił-karzem”, ale wydało mi się to niezbyt dobrym pomy-słem. Co by pomyślała nauczycielka? To przecież żaden zawód – co najwyżej zabawa. Zawód to miał mój tata – był elektrykiem i nawet w nocy musiał być „pod te-lefonem”. Z tym hasłem w głowie dorastałem: „pod te-lefonem”. Czasem telefon dzwonił w środku nocy i tata musiał się szybko ubrać i wyjść, bo koledzy czekali już na niego gdzieś pod słupem elektrycznym. Leżąc w łóż-ku i  wsłuchując się w  letnie ulewy, często wyobraża-łem sobie, jak mimo szalejącej burzy tata wspina się po słupie, by w końcu z powrotem włączyć światło w całej wiosce. Mój bohater! Tak, elektryk był z pewnością po-ważnym zawodem.

12

AlessAndro del Piero

Ostatecznie napisałem wtedy, że chciałbym po pro-stu być kiedyś taki jak tata. Że mógłbym być kucharzem albo kierowcą ciężarówki. Kucharzem, bo bardzo lubi-łem jeść – zresztą do dzisiaj uwielbiam. Kierowcą cięża-rówki, bo zawsze jest w podróży, widzi wiele ciekawych rzeczy, a poza tym… ciężarówki są piękne.

Ostatecznie w życiu robiłem jednak to, o czym tak naprawdę chciałem napisać w tamtym wypracowaniu, ale do czego wówczas zabrakło mi odwagi. Poza tym w głębi marzyłem jeszcze o kilku innych zawodach. To była długa przeprawa. Sport nauczył mnie, że nawet jeśli masz na stole za dużo, i tak powinieneś wszystko dobrze przeżuć i strawić. Pod tym względem mam na-dzieję, że stałem się choć trochę podobny do taty.

Wszystko zaczęło się w moich rodzinnych stronach. Pamiętam te fantastyczne popołudnia. Latem zaczyna-liśmy grać w  piłkę zaraz po obiedzie i  nie przestawa-liśmy aż do zmroku. Świat przestawał dla nas istnieć. Robiło się coraz ciemniej, mrok ogarniał domy, łąki i  winnice nieopodal podwórka. Tata zawieszał wtedy cztery niewielkie lampki, żebyśmy mogli dalej grać. To był mój stadion, mój Puchar Mistrzów.

Koledzy w  końcu musieli wracać do domów. Cza-sem ktoś się pożegnał i zostawiał resztę ekipy. „Mama

13

Gramy dalej

czeka na mnie w domu” – mówił jeden. Inny bez słowa po prostu się odwracał i odchodził. Zostawało nas na podwórku coraz mniej. Siedmiu, pięciu, trzech chło-paków… W  końcu zostawaliśmy we dwóch. Spoceni słuchaliśmy, jak gdzieś niedaleko rechotały żaby. Byli-śmy wykończeni, i  to było piękne. W mroku nie dało się wypatrzyć już praktycznie niczego, ale jedną rzecz widzieliśmy bardzo wyraźnie. Była jasna, okrągła i ni-gdy się nie zatrzymywała. Piłka.

Z kumplem, który zostawał najdłużej, zaczynaliśmy kiwać się ze sobą, urządzaliśmy konkursy strzałów na bramkę, a czasem po prostu graliśmy mecze jeden na jednego, bez bramkarzy – i  tak do czasu, kiedy przy-chodziła noc i on też musiał iść do domu. Wtedy zo-stawałem już tylko ja i  moja piłka, najwierniejsza to-warzyszka. Grałem dalej, tym razem z niewidzialnym przeciwnikiem.

Tak wyglądało moje dzieciństwo. W głowie miałem tylko piłkę. Nie chciałem jednak być w tym sam, chcia-łem zostać prawdziwym piłkarzem. Chciałem stać się mistrzem. Marzyłem o mistrzostwach kraju i Pucharze Świata. Chciałem stać się sławny. Chciałem, by ludzie mnie kochali. Chciałem udowodnić wszystkim dooko-ła, że nawet najmniejszy może stać się najlepszym.

14

AlessAndro del Piero

Nazywam się Alessandro Del Piero i  gram w piłkę nożną. Spełniły się wszystkie moje marzenia z  dzie-ciństwa: jestem szczęśliwym i uprzywilejowanym czło-wiekiem, ponieważ moja pasja stała się w końcu moim życiem i moim zawodem. Los nie mógł być dla mnie bardziej łaskawy. Wychowuję trójkę małych szkrabów. Mam nadzieję, że każdy z nich doświadczy czegoś wiel-kiego, ale życzę im przede wszystkim, by ich pasje rów-nież stały się ich życiem. Chciałbym, by któregoś dnia wspominali mnie tak, jak ja wspominam swojego ojca. Może będę dla nich tak dobrym tatą, jak mój był dla mnie. Tak bardzo chciałbym móc mu powiedzieć „ko-cham cię” o parę razy więcej… Zamiast tego obaj wo-leliśmy jednak ciszę. Tak bardzo chciałbym, by poznał moje dzieci.

Jestem napastnikiem i moje zadanie polega na strze-laniu bramek, a nie pisaniu książek. Rozpocząłem jed-nak wyjątkowy mecz sam ze sobą. Nie jestem żadnym guru ani filozofem, ale wiele w życiu zobaczyłem i do-świadczyłem i tym właśnie chcę się podzielić. Sport to wybitna szkoła wartości. Kto nie myśli w  ten sposób, nie jest prawdziwym sportowcem. Chciałbym, żeby ta książka była encyklopedią dziesięciu rzeczy, których się nauczyłem. Dziesięciu – tak jak mój numer na koszulce.

15

Gramy dalej

Dziesięciu fundamentalnych poglądów, którymi kieruję się nie tylko na boisku. Książka ta nie jest pamiętnikiem, nie jest też autobiografią – te przecież pisze się na końcu, a liczę na to, że od końca dzieli mnie jeszcze spora odle-głość. Ta książka to ja: ludzie wiedzą o mnie wszystko, ale niewielu zna mnie faktycznie od podszewki.

Nie lubię kazań i  sam też nie zamierzam ich wy-głaszać. Kocham za to zasady, wartości. Jakie? Ducha drużyny, zdolność przetrwania. Styl, jako zachowanie wyższej klasy. Cenię uczciwość i  poświęcenie. Pasję, która oznacza dla mnie skupianie całej energii na rze-czach, które kocham. Cenię przyjaźń. Cenię solidarność i  możliwość dokonywania wyboru: to z  niej bowiem skorzystałem po raz kolejny w moim życiu, podejmując decyzję dotyczącą ostatniej części kariery piłkarskiej, po dwudziestu latach z Juventusem. Nie była łatwa, ale mimo wszystko konieczna.

Lubię zwyciężać. Czasem nawet sam już nie wiem, co jest silniejsze: wola zwycięstwa czy nienawiść do porażki. Lubię też być coraz lepszy, czasem do granic szaleństwa. Ktoś taki jak ja nie ma już innego wyjścia. Doświadczam radości słuchania, rozumienia, obser-wowania, najlepiej w  ciszy: z  natury jestem ciekawy, i  to bardzo pomogło mi w  życiu. Wiele zawdzięczam

16

AlessAndro del Piero

mojemu talentowi, który towarzyszy mi od małego – gdyby nie on, nie wiem, co by było. Talent do gry w pił-kę do końca pozostanie jednak dla mnie tajemnicą: przypomina mi jakiś dar z niebios, który dostałem zu-pełnie niezasłużenie. Jako dzieciak spędzałem całe wie-czory z  piłką z  gąbki, próbując wstrzelić ją pomiędzy nogi krzesła, wyobrażając sobie, że trafiam do prawdzi-wej bramki. Jednak nie może być przecież tak, że w tym tkwi cały sekret. Mój talent to ja sam. Jestem zdumiony, ale równocześnie wdzięczny, że ciągle mi towarzyszy.

Przez cały ten czas dążyłem do tego, by być jak naj-lepszym piłkarzem, kimś naprawdę dobrym w  tym, co robi. Raz mi się to udawało, innym razem nie. Naj-ważniejsze, by cały czas do tego dążyć. Wielu życzyło mi dobrze – na stadionie, ale i w rodzinie. Przeżywa-łem mroczne chwile. Poznałem ból fizyczny i cierpie-nie moralne. Myślę, że udawało mi się rozgonić mrok dzięki woli walki, ambicji, ale i miłości, jaką obdarzali mnie inni. Nie ma chyba nic piękniejszego niż spacer po wiejskich okolicach – chyba że chwile, kiedy kładę się na trawie razem z dziećmi i wspólnie wpatrujemy się w niebo, a ja zatracam się we wspomnieniach.

Moja rodzina zawsze żyła prosto, lecz z godnością: tata Gino z  tą swoją nieco magiczną elektrycznością

17

Gramy dalej

i  mama Bruna, która zajmowała się domem, nami – dziećmi – oraz milionem rozmaitych prac. Brat Stefa-no, starszy ode mnie o dziewięć lat, zawsze był dla mnie bardzo ważną postacią, punktem odniesienia, a  pod wieloma względami wręcz idolem. Uzupełniamy się nawzajem, tworzymy całość. Sonia to wspaniała kobie-ta, świetna żona i mama. Mam nadzieję, że nasze dzie-ci będą swego rodzaju ucieleśnieniem zdrowych zasad i wartości, które im oboje wpajamy. Do pełni szczęścia brakuje tylko taty. Myślę o nim bez przerwy i wiem, że któregoś dnia wreszcie po nim zapłaczę: do tej pory nie potrafiłem. Ból, tak jak i talent, jest dla mnie tajemnicą.

Wróćmy jednak na tamto podwórko. Robi się coraz później i  ciemniej. Dopiero co pożegnał mnie ostatni kumpel – w domu czeka na niego mama. Może zaczęła się już o niego martwić, choć tutaj, w Saccon, niedaleko San Vendemiano, jest zupełnie bezpiecznie, a wszyscy znają się nawzajem. Mój tata pojechał skuterem po piz-zę – w ten sposób najłatwiej zaoszczędzić na obsłudze i napojach, a poza tym fajnie jest jeść wspólnie w domu. Niedługo mnie zawołają i w ten sposób dzień się skoń-czy. No dobrze, jeszcze chociaż chwilę. Przewracam się na ziemię, spoglądam w niebo i mocno ściskam piłkę. Ona jest całym moim życiem.

TalenT

21

W zasadzie trudno byłoby mi odpowiedzieć na pytanie, kiedy Alessandro stał się prawdziwym Del Piero. Chy-ba po części już właśnie wtedy, w dzieciństwie. Myślę, że każdy z nas może osiągnąć sukces, potrzeba do tego jednak zaangażowania i niemało szczęścia. Jeśli wszyst-ko przychodziłoby każdemu ot tak, automatycznie, świat byłby dziś pełen osób zrealizowanych. Niestety, w życiu nie ma tak łatwo.

Talent postrzegam jako ogromną tajemnicę. Każdy z nas ma w głębi coś niezwykłego, nieraz nawet o tym nie wiedząc. Kiedy wracam pamięcią do czasów dzie-ciństwa, uświadamiam sobie, że zawsze strzelałem spo-ro bramek, ale nie to uważam za rzecz najistotniejszą. Pamiętam swoje pierwsze „treningi” z piłką do tenisa w naszym garażu w Saccon, kiedy próbowałem trafić nią

22

AlessAndro del Piero

w wyłącznik światła. Tata specjalnie wyjeżdżał z garażu naszą beżową „sto dwudzięstka siódemką”, żebym miał więcej miejsca do gry. Dni mijały dokładnie w taki sam sposób: ja, piłka tenisowa i wyłącznik. Może już wtedy szlifowałem swój piłkarski talent, próbując go z siebie wyłuskać. A może było inaczej – może talentu się nie szlifuje, a sekret tkwi w tym, by trzymać go nietkniętym, takim jakim jest. Może trzeba go po prostu chronić i po-zwolić, by w pewnym momencie wykluł się sam.

Obok garażu moim światem był też nasz salon. W domu mieliśmy główny pokój z wyburzoną ścianką działową, co sprawiało, że wydawał mi się tym bardziej ogromny. W środku stały dwa tapczany, ustawione w li-terę L. Obok nich dywan i stolik. Dzisiaj w kompletach wypoczynkowych zazwyczaj jest dodatkowy fotel lub krzesło, które stawia się w rogu i trzyma na wypadek wi-zyty przyjaciół lub rodziny. Nasze krzesło stało po drugiej stronie tapczanu. Gra polegała na wbiciu piłki z gąbki po-między nogi krzesła, wyglądające prawie jak prawdziwa bramka. Chodziło o przestrzeń mającą jakieś czterdzieści na dwadzieścia centymetrów. Na tym „stadionie” miałem więc już bramkę ze słupkami i poprzeczką.

Wszystko odbywało się w następujący sposób: piłkę z gąbki ustawiałem na wzorzystym dywanie, najpierw

Gramy dalej

w miejscu, z którego trafienie do bramki – a raczej po-między nogi krzesła – było łatwiejsze. Ponieważ mię-dzy krzesłem a dywanem stał tapczan, musiałem strze-lić gola, kopiąc piłkę ponad „murem”. Dokładnie tak wykonywałem swoje pierwsze rzuty wolne. Dodatkową trudnością był fakt, że nie mogłem ustawić krzesła po prawej stronie pokoju, jako że nie było tam wolnego miejsca. Musiałem stawiać je po lewej stronie i strzelać w  lewo. Nigdy nie byłem lewonożny, ale to ćwiczenie bardzo mi pomogło.

Kiedy już udawało mi się strzelić gola, ustawiałem piłkę na innym wzorku na dywanie, wybierając ten, który był dalej od krzesła albo bardziej z boku. Krok po kroku przechodziłem z łatwiejszych na najtrudniejsze. Właśnie tak smakowało wówczas prawdziwe wyzwanie.

Dwie legendy Starej Damy – Pavel Nedved i Alessandro Del Piero. Osiem wspólnych sezonów w Juve – czy będą ze sobą współpracować w zarządzie klubu?

Del Piero i Trezeguet – niezapomniany atak bianconerich. Razem zdobyli ponad 400 bramek!

Alessandro Del Piero i Angelo Peruzzi podnoszą trofea zdobyte w Klubowych Mistrzostwach Świata w roku 1996

Zdjęcie portretowe Del Piero z początków gry w biało-czarnej koszulce, sierpień 1996 roku

Koniec fragmentu.

Zapraszamy do księgarń i na www.labotiga.pl